Było zimno. Czułem pulsujący ból w tyłach głowy. Otworzyłem oczy. Wokół mnie panowała ciemność. Nie mogłem się ruszy. Jednak czułem na swoim ciele znajomy oddech. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Alana. Był nieprzytomny. Zacząłem obczajać gdzie jestem. Nic nie pamiętałem. (dop. aut. Normalnie jak podróż do Kac Vegas. Znowu otworzyli oczy, nic nie pamiętali , czuli na swoim ciele znajomy oddech... Ahhh.. historia lubi się powtarzać.) Próbowałem ruszyć ręką. W ciemnościach zauważyłem połyskujący metal. Były to kajdanki. Śmiałem sadzić że byliśmy w jakiejś celi i przykuci łańcuchami. A ten facet to zwyczajny oszust i jesteśmy w pułapce. No bo raczej tak Hotele nie wyglądają. Nagle usłyszałem jakiś szum. Za drzwiami rozległy się ciche rozmowy. Próbowałem wychwycić o czym rozmawiają.
- Kto znalazł tych Egzorcystów?
- Generał Dante
- Jaki grzech reprezentuje ?
- Gniew.
- No dobrze. Pójdę do szefa spytać co dalej z nimi zrobić i jak wynagrodzić Dantego.
-Ja wiem jak go wynagrodzić ! Dać mu zapas dzieci - dołączył się trzeci głos.
- Wydaję mi się , że wpośród tych Egzorcystów jest jakiś dzieciak no nie ?
- Taak , ale to dziewczynka, a Dante ostatnio przeszedł na homoseksualizm.
- Ale przecież dziewczynami też się zadowala ?!
- No w sumie.
- Naoki idź po tą dziewuchę.
Nagle otworzyły się drzwi i przez próg wszedł średniego wzrostu chłopak. Miał rude włosy , a jedno oko żółte a drugie czerwone. W rękach trzymał nożyce. Obawiałem się najgorszego. To jak tak bardzo jeszcze przypominam dziewczynę?! Ej chwila , ale on mówił o jakimś dziecku. Czyżby... Alan współczuje tobie.Rudowłosy otworzył celę. Popatrzył się na mnie zło wrogo i uśmiechnął się szyderczo po czym rzekł:
- Ty mi się bardzo przydasz- mrugnął do mnie okiem. Odpiął Alana od łańcuchów i wziął go na barana i wyszedł z pomieszczenia. Zostałem sam. Czułem się jakby ktoś miał zaraz gwałcić moją żonę. Dziwne uczucie doprawdy.
Oczami Alana
Poczułem że leże na czymś miękkim, co znacznie różniło się od tego, co czułem wcześniej. Uniosłem powoli powieki, jednak szybko je zamknęłam czując jak oślepia mnie światło. Spróbowałem drugi raz i tym razem się udało. Nadal widziałem niewyraźnie, ale wiedziałem że leże na jakimś łóżku.. tak to na pewno można było nazwać łóżkiem. Prawie wrzasnąłem gdy nad sobą zobaczyłem twarz mężczyzny. Po bliższym zaznajomieniu to na pewno był Dante.
- O kurwa to ty!
- Nie wiedziałem, że dziewczynki też mogą mieć na imię Alan. - powiedział, po czym lubieżnie oblizał wargi.
- Co? - Spytałem zdezorientowany. Jaka dziewczynka?
Dante przybliżył twarz do mojej, tak że czułem jego oddech na moich ustach.
- O co ci chodzi koleś? Zostaw mnie w spokoju!
- A czemu mam rezygnować z zabawy? - powiedział, po czym dodał z westchnieniem - szkoda, że nie jesteś chłopcem.
- Pierdolisz? Ja chłopcem byłem zawsze i nim będę. - Zaczerwieniłem się ze złości. Mam dość tego pierdolenie, a do tego mam wrażenie że ten pedofil wykorzysta moje ciało. Nie mam zamiaru dać się wyruchać.
- Naprawdę tak sądzisz? Może zobaczymy. - Uśmiechnął się.
- Nie, nie nie! - Wykrzyczałem, jednak zielonooki zignorował protesty i złapał mnie za biodra. I po prostu bez wstydu zsunął je na dół wraz z bokserkami.Dante'go zszokowało. Wykorzystałem tą okazję i wyrwałem się z jego szponów. Upadłem na ziemie, w porę znów nałożyłem moją odzież. Próbowałem wyjśc, gdy nagle mężczyzna się ocknął.
- Hola hola, gdzie się chłopczyku wybierasz~? Czeka nas jeszcze więcej zabawy. - Szedł w moim kierunku. Wyciągnął rękę . Z całą siłą chwyciłem za nią, po czym przerzuciłem zielonookiego przez ramie. Otworzyłem drzwi i wybiegłem. Zaczął się problem
" Gdzie jestem? Gdzie jest William?"
Zacząłem histeryzować. Znajdywałem się na ciemnym korytarzu. Po jednej stronie ściany było mnóstwo drzwi. Wyglądających tak samo. A po drugiej stronie były okna, które zablokowane były kratami. Podeszłem bliżej nich. Nadal była noc. Jak liczyć na mój zmysł była godzina trzecia.
Zerknąłem na swoje odbicie. Wyglądałem jak pół dupy za krzaka. Kucyka już dawno nie miałem, włosy juz mi się skudłaczyły, a cały mundur był rozpięty. Jak się na siebie patrzę, mam wrażenie że zostałem zgwałcony. Odszedłem od okna. Muszę się pospieszyć i uwolnić Willa. Pobiegłem w prawą stronę. Nie miałem pojęcia dokąd iść, korytarzy było tu multum, a drzwi jeszcze więcej. Cholera, gdzie jest Will. Jeżeli bym myślał jak ci źli, to na pewno w piwnicy, najwyżej w celi. Wprawdzie, gdy teraz pomyślałem o całej sytuacji. Czy ja nie jestem męską dziwką? Pierw z Linkiem i Allenem, na statku z Willem, a teraz z Dante? Hmm... wolę na razie nie znać odpowiedzi na to pytanie. Schody. Na dół.
" Kurwa " Usłyszałem za sobą czyjeś kroki.
" Pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole..."
Byłem już w lochach. Tak myślę. Było tu zimniej niż na innych piętrach. Obejrzałem się za siebie. Nikogo nie ma. Zaniepokoiło mnie to. Szedłem cicho przed siebie. Cele. Super, teraz tylko trzeba znaleźć odpowiednią, co na pewno będzie trudne, gdyż jest tutaj ich paręnaście. Ustałem przy kamiennej kolumnie. Rozejrzałem się za kluczami. Na pewno strażnik je ma. Nie sadzę, że kimkolwiek oni są, to nie są tak głupi żeby klucze wieszać w przypadkowym miejscu. Poszedłem dalej. Przy jakiejś celi ujrzałem siedzącego na krześle starego faceta. Ubrany był w dziwny mundur. Jednak było za ciemno żebym mógł się mu przyjrzeć. Ustałem za nim, po czym walnąłem go ręką w potylicę. Zemdlał od razu. Westchnąłem. Ukucnąłem przy jego pasie i zauważając klucze, uśmiechnąłem się pod nosem i wziąłem je w dłoń.
***
Gdy Alan szukał właściwej celi tymczasem Will siedział przykuty łańcuchami i marzł. Nie wiedział co tu jest grane. W tejże chwili przypomniał sobie znak , który widniał na piersi Dantego. Ten krzyż był w dziwnym ułożeniu. Czyżby to był satanista?! Nie było to do końca pewne , ale jeśliby obawy Williama się potwierdziły , no to przysrano. Bo wystarczy pomyśleć na ludzki rozum. On jest Egzorcystą , wybrańcem Boga , a ten Satanistą. czyli od razu wszystko jasne. A do tego dochodzi Milenijny Earl. Pogubić się w tym wszystkim można. Nagle drzwi od celi zaskrzypiały. Brązowooki podniósł głowę. W progu zobaczył niewysoką postać. Przyjrzał się jej dokładnie i wybuchł:
- Alan ! Mój ty wybawicielu ! Jakiś rudy koleś ma zaraz tu mnie przyjść i nie wiem ze mną zrobić !
- Ahh.. może i mas ciało mężczyzny , ale umysł nadal kobiety...- westchnął pan Mortrose.- Chodźmy ! Wynosimy się stąd!
- Ale czekaj ! To chyba sataniści ...
- Na serio ?! Skąd się tego dowiedziałeś?
- Znaczy się nie wiem... ale tak sądzę widziałeś ten znak na piersi ? - poprawił się.
-Tak... te miejsce jest podejrzane. Zmykajmy stąd. - Alan uwolnił Williama od tych łańcuchów , po czym obydwoje zaczęli po cichu szukać wyjścia. Skradając się tak , wpadli na jakiegoś gościa. Był dość wysoki , miał siwe długie włosy oraz czarne pasemko.
- A wy gdzie się robaczki wybieracie? - powiedział z szyderczym uśmiechem.
-Nie jestem jakąś męska dziwką , że każdy będzie mnie po kolei ruchał ! - wybuchł Fioletooki. Miał już dość tego , że ciągle pakował się w jakieś to nowe tarapaty. Mężczyzna spojrzał się na niego jak na wariata.
- A tak w ogóle gdzie my jesteśmy i kim wy jesteście i co to za organizacja ?! - spytał William. Chciał już wreszcie wiedzieć o co tu we wszystkim chodzi.
- Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć to proszę za mną Egzorcyści. Zapraszam do mojego biura. - rzekł nieznajomy. Dwójka naszych bohaterów nie wiedziała tak czy siak co zrobić więc posłusznie powędrowała za nim.
eszci
Tymczasem u Linka i Allena
-Allen , wszystko w porządku?- zapytał zmartwiony Link , który widział jak białowłosy uklękł i złapał się za głowę.
- Nie wiem.. Strasznie mnie boli głowa. - Z czoła Allena zaczęła lecieć krew , a jego włosy zaczęły się kręcić. Jego kolor skóry zmieniał się z szarego na normalny i tak w kółko. Gdy podniósł głowę , Link zauważył , że kolor oczu staje się trochę złoty.
- Walker?!
- Cholera... - Wymruczał Allen, a po chwili padł na podłogę. Link był zaskoczony, podszedł bliżej niego. Allen nadal był w formie noah. Białowłosy ruszył ręką i coś wycharczał.
- Przebudzenie... Czternastego...
W Zakonie Upadłego Orła
Nasza dwójka Egzorcystów siedziała właśnie w biurze owego mężczyzny.
-No, a więc kim jesteś i co to jest za organizacja? - powtórzył swoje pytanie po raz drugi William.
Mężczyzna popatrzył na niego i Alana, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu i zarzucił nogi na biurko.
- Jesteśmy... jakby to powiedzieć ... nie jesteśmy sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Czarnego Zakonu. Można powiedzieć , że jesteśmy Trzecią Stroną. Oddajemy cześć szatanowi. - odpowiedział. - Nazywam się Shin Okyo i jestem szefem tej organizacji , która zwie się Zakonem Upadłego Orła. - Williama zamurowało. Jego przypuszczenia się niestety potwierdziły.
- Śmiem sądzić , że ten wasz znak...- Fioletooki wskazał na godło tegoż Zakonu , które widniało również na piersi Shina , tak jak i Dantego - ma znaczyć "nieśmiertelną wiarę" ?
- Skąd wyciągnąłeś takie wnioski? - mężczyzna zdawał się zaskoczony słowami Alana.
- Ouroboros oznacza nieśmiertelność , a ten odwrócony krzyż , wiarę w szatana czyż nie mam racji?
- Owszem masz...
- To czyli jesteś naszym przyjacielem czy wrogiem ? - dopytywał się Will,
- Nie jestem waszym przyjacielem , bo jestem zupełnym przeciwieństwem waszej organizacji... Jednak Earla również pragnę zabić , no a więc... Można powiedzieć , że jestem waszym wrogiem.
"Jesteśmy w bazie wroga " - Pomyśleli. William przybrał tęgi wyraz twarzy i wstał z siedzenia. Nim siwy mężczyzna się obejrzał, Will wyciągnął z kieszeni karabin. Odskoczył od biurka i wycelował w mężczyznę. Celował prosto pomiędzy oczy, jednak w ostatniej chwili zmienił cel i pocisk poleciał centymetr od twarz szefa Zakonu. Rozległ się huk. Po czym rozkruszyła się ściana, powodując że kłęby kurzy stały się mgłą. Chłopak w okularach zgarnął za rękaw Fioletookiego, po czym wybiegli z gabinetu.
- Musimy szybko się stąd wydostać zanim ten facetunio ogarnie się i zobaczy że nas nie ma. - Powiedział na jednym tchu brązowooki
- Łatwo ci powiedzieć. Nie znasz planu tego z całego Zakonu. Nie wiem czy przypadkiem nie jest większy od Black Order - Odpowiedział mu Alan.
- I w dupę. nie ważne, byle nie oglądaj się za siebie. - rzekł William, patrzyli przed siebie. Kierowali się na instynkt.
- A co my gramy w Slendera? - Warknął niższy. brązowooki zatrzymał się i trzymając dalej w dłoni karabin, rozglądał się.
- Są trzy korytarze.
- nie ważne ile, musimy zapierdalać zanim dorwie nas siwek. - powiedział Alan.
Nagle obydwoje podskoczyli, ponieważ około 10 metrów za nimi rozległ się głos Szefa Zakonu Upadłego Orła.
- Wiecie że stąd i tak nie uciekniecie. Tu, wszędzie są moi ludzie.
Alan i William zaczęli biec ile tchu w nogach , gdy tu nagle przed nimi wyskoczyła jakaś chimera. William rozstrzelił jej łeb. Można było by powiedzieć , że to już po wszystkim i nasi Egzorcyści biegli po prostu przed siebie, ale jednak tak nie było. Co raz zza zakrętu wyskakiwały dwie, trzy chimery. Czym więcej drogi pokonali , tym więcej przybywało i różnorakich stworów.
-Osłaniaj mnie zaraz je załatwię. - rzucił do Willa, a ten na znak , że zrozumiał skinął głową. Zaczął rozwalać co raz łby nowo przybyłych mutantów. Nie były jednak to akumy... To były jakieś inne stwory ... Pół ludzie pół nie wiadomo co. Alan w tym czasie narysował okręg. Gdy jego dzieło było skończone klasnął w ręce po czym przyłożył je do ziemi. Rozbłysło światło. Chimery zaczęły piszczeć z bólu , William przyglądał się całemu widowisku. Alan pociągnął za rękę wyższego bruneta. I ponownie zaczęli biec.
- Ej , jak to zrobiłeś ? - dopytywał się pan Montroze.
- Użyłem alchemii. To jest moje innocence. - odpowiedział. Dwójka Egzorcystów była już przy drzwiach wyjścia , gdy nagle przed nimi ujawnili się dwaj mężczyźni. Jeden był średniego wzrostu, miał brązowe włosy, złote oczy, a na policzku miał tatuaż. Zaś drugi liczył mniej więcej tyle samo co jego towarzysz, no może ciut więcej, miał blond włosy, granatowe oczy , a jego usta były rozcięte i układały się w przeraźliwy uśmiech. Oczy również przecinały blizny.
- Jestem Ringo Hono i reprezentuje grzech siódmy , znużenie - powiedział złotooki
- Zaś ja nazywam Sumairu Kizauto i reprezentuje grzech piąty, obżarstwo. - przedstawił się mężczyzna z przeraźliwą twarzą.
- Jesteśmy generałami tegoż Zakonu. A wy śmiem zgadnąć jesteście tymi Egzorcystami , których przyprowadził tu Dante? - spytał znudzony Ringo , który zaczął jeść jabłko. Alan wraz z Williamem nic nie odpowiedzieli, tylko przyglądali im się uważnie. Jedna ręka Alana zmieniła się w ostrze. Brązowooki zaś podniósł broń. Ringo przerwał swój posiłek i zaczął spoglądać na dwójkę Egzorcystów.
- Myślicie , że was tak łatwo puścimy ... musicie najpierw nas pokonać. - rzekł Sumairu, po czym otworzył usta , a z nich wyleciały jakieś dusze. Zaczęły latać wokół pana Montroze i Mortrose. Zdezorientowani zaczęli je atakować. Jednak po paru minutach nasza dwójka bohaterów miała wrażenie , że coś z ich ciała wychodzi. Zaczynali słabnąć i upadli na kolana. zaczęli powoli przymykać oczy. Czuli, że odchodzą już na tamten świat. Gdy nagle nastąpił wybuch. Sumairu zamknął usta , a dusze zniknęły. Do pomieszczenia wpadł wysoki mężczyzna wraz z kobietą. Mieli szarą skórę.
-Proszę , proszę... Nawet Noah wpadli do nas z wizytą. - zaśmiał się Ringo.
- A więc to tak wyglądają Noah. - wymamrotał Will.
- I co teraz Tyki? - zapytała ciemna blondynka swojego towarzysza. Jednak ten zignorował ją.
- Śmiem twierdzić , że tamta dwójka do Mortrose i Montroze- Tyki wskazał na dwójkę osłabionych Egzorcystów. - A wy kim jesteście? Nie jesteście Egzorcystami , ale i tak mnie drażnicie.
-A żebyś wiedział , że nimi nie jesteśmy. Do dzisiaj jeszcze żaden Noah , ani Egzorcysta nie wiedział nic o naszym istnieniu. Jesteśmy Trzecią Stroną... - wytłumaczył znudzony tą całą sytuację brązowowłosy generał ZUO (Zakonu Upadłego Orła).
- Czyli? - dopytywał się Noah Rozkoszy.
- Czyli nie jesteśmy, ani sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Egzorcystów. Do dziś działaliśmy w ukryciu i nadal będziemy jeśli zostaniecie tu martwi. - dokończył wypowiedź swojego towarzysza Sumairu.
_________________________________
Lavi: Biedny Alan... Jest co raz częściej ofiarą niedoszłych gwałtów ;_; I to z facetem
Kanda: A co ?! Zazdrościsz mu ??
Lavi: Szczerze powiedziawszy, nie do końca. Bo gdyby mnie miały ciągle gwałcić kobiety to...
Kanda: A czy ty w ogóle wiesz głupi króliku co oznacza pojęcie "gwałt"??
Lavi: No oczywiście, że tak. Przecież jestem tak inteligentny!
Allen: Taa a podczas stosunku nawet nie używasz prezerwatyw.
Lavi: A co mają prezerwatywy do gwałtu ? >.<
Alan: No właśnie o to chodzi. NIC!
________________________________
Mr. Mortrose & Mr. Montroze
- Walker?!
- Cholera... - Wymruczał Allen, a po chwili padł na podłogę. Link był zaskoczony, podszedł bliżej niego. Allen nadal był w formie noah. Białowłosy ruszył ręką i coś wycharczał.
- Przebudzenie... Czternastego...
W Zakonie Upadłego Orła
Nasza dwójka Egzorcystów siedziała właśnie w biurze owego mężczyzny.
-No, a więc kim jesteś i co to jest za organizacja? - powtórzył swoje pytanie po raz drugi William.
Mężczyzna popatrzył na niego i Alana, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu i zarzucił nogi na biurko.
- Jesteśmy... jakby to powiedzieć ... nie jesteśmy sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Czarnego Zakonu. Można powiedzieć , że jesteśmy Trzecią Stroną. Oddajemy cześć szatanowi. - odpowiedział. - Nazywam się Shin Okyo i jestem szefem tej organizacji , która zwie się Zakonem Upadłego Orła. - Williama zamurowało. Jego przypuszczenia się niestety potwierdziły.
- Śmiem sądzić , że ten wasz znak...- Fioletooki wskazał na godło tegoż Zakonu , które widniało również na piersi Shina , tak jak i Dantego - ma znaczyć "nieśmiertelną wiarę" ?
- Skąd wyciągnąłeś takie wnioski? - mężczyzna zdawał się zaskoczony słowami Alana.
- Ouroboros oznacza nieśmiertelność , a ten odwrócony krzyż , wiarę w szatana czyż nie mam racji?
- Owszem masz...
- To czyli jesteś naszym przyjacielem czy wrogiem ? - dopytywał się Will,
- Nie jestem waszym przyjacielem , bo jestem zupełnym przeciwieństwem waszej organizacji... Jednak Earla również pragnę zabić , no a więc... Można powiedzieć , że jestem waszym wrogiem.
"Jesteśmy w bazie wroga " - Pomyśleli. William przybrał tęgi wyraz twarzy i wstał z siedzenia. Nim siwy mężczyzna się obejrzał, Will wyciągnął z kieszeni karabin. Odskoczył od biurka i wycelował w mężczyznę. Celował prosto pomiędzy oczy, jednak w ostatniej chwili zmienił cel i pocisk poleciał centymetr od twarz szefa Zakonu. Rozległ się huk. Po czym rozkruszyła się ściana, powodując że kłęby kurzy stały się mgłą. Chłopak w okularach zgarnął za rękaw Fioletookiego, po czym wybiegli z gabinetu.
- Musimy szybko się stąd wydostać zanim ten facetunio ogarnie się i zobaczy że nas nie ma. - Powiedział na jednym tchu brązowooki
- Łatwo ci powiedzieć. Nie znasz planu tego z całego Zakonu. Nie wiem czy przypadkiem nie jest większy od Black Order - Odpowiedział mu Alan.
- I w dupę. nie ważne, byle nie oglądaj się za siebie. - rzekł William, patrzyli przed siebie. Kierowali się na instynkt.
- A co my gramy w Slendera? - Warknął niższy. brązowooki zatrzymał się i trzymając dalej w dłoni karabin, rozglądał się.
- Są trzy korytarze.
- nie ważne ile, musimy zapierdalać zanim dorwie nas siwek. - powiedział Alan.
Nagle obydwoje podskoczyli, ponieważ około 10 metrów za nimi rozległ się głos Szefa Zakonu Upadłego Orła.
- Wiecie że stąd i tak nie uciekniecie. Tu, wszędzie są moi ludzie.
Alan i William zaczęli biec ile tchu w nogach , gdy tu nagle przed nimi wyskoczyła jakaś chimera. William rozstrzelił jej łeb. Można było by powiedzieć , że to już po wszystkim i nasi Egzorcyści biegli po prostu przed siebie, ale jednak tak nie było. Co raz zza zakrętu wyskakiwały dwie, trzy chimery. Czym więcej drogi pokonali , tym więcej przybywało i różnorakich stworów.
-Osłaniaj mnie zaraz je załatwię. - rzucił do Willa, a ten na znak , że zrozumiał skinął głową. Zaczął rozwalać co raz łby nowo przybyłych mutantów. Nie były jednak to akumy... To były jakieś inne stwory ... Pół ludzie pół nie wiadomo co. Alan w tym czasie narysował okręg. Gdy jego dzieło było skończone klasnął w ręce po czym przyłożył je do ziemi. Rozbłysło światło. Chimery zaczęły piszczeć z bólu , William przyglądał się całemu widowisku. Alan pociągnął za rękę wyższego bruneta. I ponownie zaczęli biec.
- Ej , jak to zrobiłeś ? - dopytywał się pan Montroze.
- Użyłem alchemii. To jest moje innocence. - odpowiedział. Dwójka Egzorcystów była już przy drzwiach wyjścia , gdy nagle przed nimi ujawnili się dwaj mężczyźni. Jeden był średniego wzrostu, miał brązowe włosy, złote oczy, a na policzku miał tatuaż. Zaś drugi liczył mniej więcej tyle samo co jego towarzysz, no może ciut więcej, miał blond włosy, granatowe oczy , a jego usta były rozcięte i układały się w przeraźliwy uśmiech. Oczy również przecinały blizny.
- Jestem Ringo Hono i reprezentuje grzech siódmy , znużenie - powiedział złotooki
- Zaś ja nazywam Sumairu Kizauto i reprezentuje grzech piąty, obżarstwo. - przedstawił się mężczyzna z przeraźliwą twarzą.
- Jesteśmy generałami tegoż Zakonu. A wy śmiem zgadnąć jesteście tymi Egzorcystami , których przyprowadził tu Dante? - spytał znudzony Ringo , który zaczął jeść jabłko. Alan wraz z Williamem nic nie odpowiedzieli, tylko przyglądali im się uważnie. Jedna ręka Alana zmieniła się w ostrze. Brązowooki zaś podniósł broń. Ringo przerwał swój posiłek i zaczął spoglądać na dwójkę Egzorcystów.
- Myślicie , że was tak łatwo puścimy ... musicie najpierw nas pokonać. - rzekł Sumairu, po czym otworzył usta , a z nich wyleciały jakieś dusze. Zaczęły latać wokół pana Montroze i Mortrose. Zdezorientowani zaczęli je atakować. Jednak po paru minutach nasza dwójka bohaterów miała wrażenie , że coś z ich ciała wychodzi. Zaczynali słabnąć i upadli na kolana. zaczęli powoli przymykać oczy. Czuli, że odchodzą już na tamten świat. Gdy nagle nastąpił wybuch. Sumairu zamknął usta , a dusze zniknęły. Do pomieszczenia wpadł wysoki mężczyzna wraz z kobietą. Mieli szarą skórę.
-Proszę , proszę... Nawet Noah wpadli do nas z wizytą. - zaśmiał się Ringo.
- A więc to tak wyglądają Noah. - wymamrotał Will.
- I co teraz Tyki? - zapytała ciemna blondynka swojego towarzysza. Jednak ten zignorował ją.
- Śmiem twierdzić , że tamta dwójka do Mortrose i Montroze- Tyki wskazał na dwójkę osłabionych Egzorcystów. - A wy kim jesteście? Nie jesteście Egzorcystami , ale i tak mnie drażnicie.
-A żebyś wiedział , że nimi nie jesteśmy. Do dzisiaj jeszcze żaden Noah , ani Egzorcysta nie wiedział nic o naszym istnieniu. Jesteśmy Trzecią Stroną... - wytłumaczył znudzony tą całą sytuację brązowowłosy generał ZUO (Zakonu Upadłego Orła).
- Czyli? - dopytywał się Noah Rozkoszy.
- Czyli nie jesteśmy, ani sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Egzorcystów. Do dziś działaliśmy w ukryciu i nadal będziemy jeśli zostaniecie tu martwi. - dokończył wypowiedź swojego towarzysza Sumairu.
***
U Linka i Allena
Zapadła cisza. Link nawet się nie ruszał. Nagle ciało Allena zaczęło drżec i powstał. Ale nie był to Allen... to był ktoś inny.
- Witam~ Howardzie Link. - Uśmiech białowłosego się poszerzył.
- Kim jesteś?! - Zapytał Młody inspektor ustawiając się w pozycji bojowej.
- Ja? Ja... jestem Allen Wa~lker - powiedział
- Nie jesteś nim
- Hmm..~ No dobrze. Jestem Noah Destrukcji, Neah Walker. - Powiedział nadal się uśmiechając. Jego oczy były całkowicie złote, a skóra dalej pozostawała popielata.
- Czternasty?!
- To jeszcze nie czas... To jeszcze nie czas. - Zamruczał nie zwracając na Linka uwagi, czternasty. - To jeszcze nie czas bym się przebudził...
- O czym ty mówisz. ? - Rozmowa Z Noah coraz bardziej denerwowała Howarda.
- Jeszcze powróce. - Po czym złapał się za głowę. Ciało Allena runęło na ziemie.
_________________________________
Lavi: Biedny Alan... Jest co raz częściej ofiarą niedoszłych gwałtów ;_; I to z facetem
Kanda: A co ?! Zazdrościsz mu ??
Lavi: Szczerze powiedziawszy, nie do końca. Bo gdyby mnie miały ciągle gwałcić kobiety to...
Kanda: A czy ty w ogóle wiesz głupi króliku co oznacza pojęcie "gwałt"??
Lavi: No oczywiście, że tak. Przecież jestem tak inteligentny!
Allen: Taa a podczas stosunku nawet nie używasz prezerwatyw.
Lavi: A co mają prezerwatywy do gwałtu ? >.<
Alan: No właśnie o to chodzi. NIC!
________________________________
Mr. Mortrose & Mr. Montroze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz