sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział VII " Bliżej nas"

Zanim zaczniecie czytać
Przepraszamy za lekką parodię w tym rozdziale. :3

Od pamiętnego zebrania minął zaledwie jeden dzień. Komui siedział w biurze i popijał kawę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Komui przeniósł wzrok i rzekł :
- Proszę wejść.
Przez chwilę panowała głucha cisza, że Komui pomyślał że może ktoś sobie robi jaja. Gdy nagle....
JEBUT!
Drzwi wyleciały z zatrzasków. Kierownika przybiło to do ziemi i schował się pod biurkiem w panice. Nagle rozległ się wesoły głosik.
- Witam~ jestem Alan Mortrose ! Miałem się tu zgłosić.
"Że kto?" Komui nie zakapował. Ale gdy dostrzegł twarz przybyłego,  od razu skojarzył fakty z dnia wczorajszego i szybko ustał za biurkiem. Zachował tęgą minę.
- Witam, jestem Kierownikiem tegoż Czarnego Zakonu. Nazywam się Komui Lee. - Powiedział nadal z dziwnym przestrachem i spojrzał na drzwi lezące na podłodze. " Kto je teraz wstawi?" . Nagle przybiegł przestraszony Reever.
-Kierowniku ! Nic się nie stało ? Zdawało mi się że był tu jakiś wybuch. - powiedział szef sekcji naukowej i spojrzał zaskoczony na zepsute drzwi.
-Wszystko w porządku. Ten młodzieniec je leciutko kopnął. One i tak były zepsute. - odpowiedział niepewnie Chińczyk. Reever popatrzył na tego "dzieciaka". Był bardzo zdziwiony. jednak nie skomentował tego i wyszedł bez słowa.
Zapanowała cisza, a Komui Lee zerknął na wesołego młodzieńca. Przyjrzał się  jego twarzy. Miał czarne długie włosy związane w kucyk. Jego długa grzywka opadała na czoło i na głowie widniał pojedynczy kosmyk przypominający antenkę.Chłopak miał jednobarwne, bez źrenic fioletowe oczy. Był ubrany w czerwony , oczojebny płaszczyk i w czarne skórzane spodnie. Buty sięgały mu do kostek i były na podwyższeniu, a na dłoniach miał rękawice. W jego ubiorze towarzyszyły czaszki , łańcuchy i inne duperele. Kierownik zmarszczył brwi, patrząc na jego gustowny ubiór. Mógł powiedzieć że idealnie nadawał się do cyrku.
- Kierowniku Ko~mui? Żyje pan? - Zapytał chłopiec
- Tak, tak. Przypomnij mi jeszcze jak się nazywasz?  - Odpowiedział troche oszołomiony.
- No, A jak Akuma, L jak Levierr i znów Akuma a potem N jak Newton. Zapamiętałeś? To fajnie, przechodzimy dalej. M jak martwy, O jak oczojebny, R jak róża, T jak tango, znów róża,  znów oczojebny, S jak seks, E jak Twoja eks.
Komui dalej się na niego gapił jak na jakieś cudo.
- A L A N, M O R T R O S E ? - Powtórzył jak dziecko.
- Brawo, dostaniesz lizaczka ! - Czarnowłosy zaklaskał w ręce.
Komui oprzytomniał (wreszcie).
 - Więc, Alanie zaprowadzę cię do Hevlaski, aby sprawdzić synchronizacje twojego innocence, potem oprowadzę cię po Zakonie i dostaniesz swój oficjalny uniform. A na koniec ze wszystkimi się zapoznasz - Zabrzmiało to jakby już chciał się "dzieciaka" pozbyć.
- Ale to takie nudne...- Westchnął z rozpaczą, no ale nie miał niestety żadnego wyjścia i skierował się do progu. Przeskoczył przez przewalone drzwi i wyszedł na korytarz. - Fajnie by było gdyby ktoś te drzwi naprawił. Chociaż nie lepiej nie. Niedługo znów będą leżeć - Zaśmiał się i poszedł przed siebie, a jego płaszcz za nim pofalował. Komui spuścił głowę i pociągnął nosem. Ruszył ponurym krokiem za Alanem Mortrose.


***
Po wycieczce, Komui zaprowadził Alana do Johnnego aby wziął jego wymiary i uszył mu uniform. Gdy spec od szycia zakończył swoją powinność i fioletooki nałożył już na siebie swój nowy strój. Kierownik Zakonu przekazał mu klucze do jego pokoju z ulgą. Alan nie mogąc się doczekać swojego nowego mieszkania pobiegł wprost przed siebie. Dopiero po paru minutach skapnął się , że ma słabą orientację w terenie (Dop. Aut.: Tak jak nasz Allen xD). Błądził po Zakonie ładną godzinkę , gdy wpadł na "jednookiego pirata".
-Yey! Spotkałem prawdziwego kapitana Haka ! - krzyknął na głos. Wyglądało to jakby zamerdał ogonem.
Rudzielec zignorował jego wypowiedź , po czym podszedł do niego.
- OOO ! Widzę , że co raz częściej takie małe dzieci dołączają się do tak niebezpiecznej wojny z Earlem. 
Nagle uśmiech Czarnowłosego zgasł. Zastąpił to wyraz czystej furii. 
- ... NIE JESTEM DZIECKIEM! TY PIRACIE JEBANY JAK ŚMIESZ NAZYWAĆ MNIE MIKROSKOPIJNĄ MRÓWKĄ!! TY CHUJU. JA WCALE NIE JESTEM NISKI, TO TY JESTEŚ OLBRZYMEM.!! JA MAM NORMALNY WZROST JAK NA 15-LATKA. IDŹ SE W PIZDU! - Wymachiwał wściekle rękoma jakby chciał zawalić Laviemu w nos. Jednookiego zamurowało, nie wiedział co powiedzieć. Nagle pojawił się Kanda, który obok nich przechodził. Spojrzał na bruneta i uśmiechnął się (dop.aut.: KANDA SIĘ UŚMIECHNĄŁ O.O).
-Widzę , że mamy Drugiego Moyashi'ego- dociął dla Alana. Fioletooki tak się w sobie zagotował , że aż stracił przytomność. 
- I widzisz co narobiłeś, nie wolno tak straszyć dzieci.... - Lavi nie chciał by brzydka prawda o Kandzie wyszła na jaw , więc pobiegł do łazienki, nalał w wiadro lodowatej wody. Przybiegł znów na miejsce "zbrodni" . Nad poszkodowanym nadal stał "zabójca". Rudzielec wylał na Alana całą zawartość pojemnika. Brunet gwałtownie się przebudził. W tym samym czasie przechadzała się po tym samym piętrze Veronica.. Spojrzała na nowego Egzorcystę. 
-Ale milusi , słodziusi dzieciaczek. - zaśmiała się chwytając go za policzki i pociągnęła. Alan nie wytrzymał i przywalił w nos Laviemu.
-Ej no... za co ? To ona cię tak nazwała ... Dlaczego ja ?
- Bo rude to wredne - odpowiedział oburzony. Kanda nie wytrzymał i pierwszy raz w SWOIM ŻYCIU roześmiał się na cały głos. W tym właśnie czasie przechodził sobie po drugiej stronie Allen wraz z Timem. Usłyszał dotąd nieznany mu śmiech i z ciekawości pobiegł na miejsce "zbrodni". To co zobaczył zwaliło go z nóg.
-Tim ! nagrywaj to ! A ty Lavi zapisuj wszystko ! To przejdzie do historii ! - białowłosy nagle dostrzegł pana Mortrose. - OOO! Kolejny dzieciak w Zakonie. Będzie nie wątpliwie wesoło. - popatrzył raz jeszcze na Kandę. Gdy tu nagle ów "milusi, słodziusi dzieciaczek" kopnął bliznowatego w krocze. 
-AAAAł ! za co ?! - wyjęczał Allen. To już drugi raz gdy dostał w jaja.
 Kanda już turlał się po ziemi ze śmiechu. " Chyba coś brał albo cieszy się z cudzego nieszczęścia , w najgorszym wypadku Komui zmienił mu osobowość " - pomyślał najbardziej poszkodowany, Walker. 
-No jak tak możesz ?! Dziadziusia walić w takie święte miejsce. - zażartował rudzielec.
-Bo dziadziuś nie daje HAJSU !- powiedział zdenerwowany Alan.- I nie zwracajcie się do mnie jak do dzieciaka , bo mam 15 lat ! Bo jak nie to będziecie srali zębami na polu ! - Po czym każdy na niego się spojrzał. I niestety Japończyk znów się naburmuszył. Jedyna z obecnych tu na razie dziewczyn postanowiła przerwać nerwową sytuację :
- Heh, przepraszamy cię za to. - podała mu dłoń- jestem Veronica Montroze.
-  A ja Alan Mortrose. 
Każdy się na niego spojrzał.
- No co? 
- Masz imię po Allenie, a nazwisko po Veronice! - Zauważył Bookman jr. 
Alan nie zrozumiał o jakim Allenie mówił. Po chwili podszedł do niego białowłosy z blizną. 
- Jestem Allen Walker. 
- A to ty dziadziusiu. Skąd masz takie zajebiste włosy? Ukradłeś od tego dziadka z ulicy? - Zapytał na serio Alan.
Allen sie skrzywił.
- Yy.. nie. Zostałem przeklęty.
- Zostałeś przeklęty przez miłość, co? 
- Yyyy.. no tak jakby. - Powiedział niezręcznie Allen. 
- Mało gadasz. - Powiedział znudzony Alan
Walker nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i coś wymamrotał. 
- A ty piracie jak się zwiesz? - Zagadnął.
- Nie pirat! Chociaż... - Zastanowił się. - Jestem Piratem Kobiet! - Zrobił bojową pozę.
- Nie znam cię. - Po czym Alan pacnął się dłonią  - A no fakt! Kojarzę cię, byłeś w gazetach, no nie? 
- Yyy... byłem w gazetach? - Zrobił zaskoczoną minę.
- No tak. Pirat Kobiet. Tak pisali w gazetach. Nazywał się Piratem Kobiet, bo brał młode dziewczyny na swój statek i gwa~łcił je. - Rzekł inteligentnie Mortrose. 
Veronica zrobiła zaskoczoną minę i spojrzała na Laviego
- Już nigdy nie spojrzę na ciebie tak samo. !
- Żartuje... nie jestem piratem... ! Nigdy nie tknąłem kobiety...
- No jak to nie ?! Uwaga cytuje : "chciałeś zgwałcić moją małą Lenalee!"* -  rzekł Kanda , któremu najwidoczniej odpowiadał ten temat rozmowy.
-A no faktycznie... - przypomniał sobie całą sytuację Allen.
- Chciałeś zgwałci taką miłą i troskliwą dziewczynę ?! - dolewała oliwy do ognia brązowooka. 
- Ło ty poważnie? O kurwa trzeba zadzwonić, y.. chuj wie gdzie, ale bynajmniej żeby zabrali cię i zafundowali ci kastracje  - Krzyknął Alan
Lavi zrobił się cały czerwony i wycofał się. Japończyk uśmiechnął się sam do siebie i powiedział: 
- Jestem Kanda, a ten seryjny gwałciciel to Lavi (Dop. Aut. Kanda się otworzył O_o) 
- Kucyk Pony... - Zaśmiał się Mortrose. 
Cisza.
Kandzie zrzedła mina i wyciągnął Mugena 
-A TERAZ ZOBACZĘ TWOJE WNĘTRZE ** - rzekł złowieszczo Kanda i ruszył na bruneta. Alan nadal się wesoło uśmiechał i patrzył na wyciągnięty miecz a gdy Kanda był już wystarczająco blisko, klasnął w ręce.  Błysnęło niebieskimi błyskawicami, i z jego prawej ręki wyrosło ostrze. Wszyscy wytrzeszczyli gały, a on pomachał Kandzie przed twarzą mieczem.
-No dajesz rycerzu króla Artura ! -Zaśmiał się. Zaczęli się wzajemnie atakować  Kanda z całej siły pchnął Alana, który wylądował na czterech literach. Czarnowłosy nie dając za wygraną rozpędził się , po czym swoim ostrzem uderzył Kandę, który spadł wprost na Reevera Szef oddziału próbował się dowiedzieć od Japończyka o co tu chodzi , ale ten zignorował pytanie po czym użył pierwszej iluzji: Kaichu Ichigen
- Kanda! Co ty zrobiłeś ?! - Zawołała Veronica, patrząc jak z jego miecza wylatują dziwne stworzenia. Jednak nikt nie dosłyszał jej pytania, bo każdy był zajęty odginaniem od siebie tych robaków. Allen, któremu zostało trochę oleju w głowie, postanowił uspokoić towarzystwo. Postanowił zaktywować swoje innocence w celu rozwalenia insektów.
-Łatwo poszło- uśmiechnął się. Jednak chyba nikt nie podzielał jego zdania  ponieważ , Lavi siedział w kącie zawstydzony, Veronica była zaskoczona , Alan miał to w dupie , od Kandy waliło mroczną aurą , a nasz Reever sprzątał rozwalone na ziemi dokumenty.
-Może pójdziemy coś zjeść. - zaproponował drugi Moyashi. -Jadłem tylko 10 szarlotek , 10 porcji spaghetti, 13 pączków, 8 pizze, 28 Mitarashi Dango. I to było aż dwie godziny temu.Ja zaraz umrę z głodu.
-Młody bije rekordy - powiedział z podziwem Lavi , który popatrzył na swojego bliznowatego kolegę. Od Allena biła ciemna aura.
-Phi... Ja potrafię zjeśc....
-Tylko 20 Mittarashi Dango - dokończył rudzielec. - Allen będzie się Alanowi kłaniać.- Białowłosy zaczął mierzyć swojego przeciwnika wzrokiem. Alan zadarł nosa po czym odwrócił się i zarzucił swoim płaszczem, jego uniform różnił się bardzo od pozostałych, ponieważ jego płaszcz był o wiele dłuższy i miał wysoki kołnierz. Na rękawach i w innych miejscach miał znaki alchemii, oraz na końcu płaszcza czerwone płomienie. Oprócz tego tradycyjnie był przyozdobiony czaszkami i łańcuchami, z kieszeni wypadły mu talia kart i monety. Veronica podniosła zagubione rzeczy.
-Zostaw to ! To moje !- wykrzyknął Alan.
- Grasz w hazard ?- spytała zaciekawiona.
- No a co ?
- Nie no ... Allen też uprawia hazard. - powiedział Lavi. Białowłosy chyba zrobił się trochę zazdrosny o nowego Egzorcystę , bo cały się w sobie zagotował. Alan schował z powrotem talię kart z monetami do kieszeni. Popatrzył na bliznowatego i szyderczo się uśmiechnął, po czym w piątkę skierowali się do stołówki. Nikt się nie odzywał przez całą drogę. Rzucali sobie tylko ukradkiem zaciekawione spojrzenia. Gdy przeszli przez próg drzwi, Alan od razu dorwał się do okienka.
- Dobry. Zamawiam siedem omletów, siedem kurczaków, gulasz, dwanaście pizz, Sushi, Curry, pięć sajgonek, a do tego ryż,  trzynaście Lasange, Ratatuj,  osiem croissantów,  dziesięć naleśników, sześc tostów, dwa łososie, stek, duża porcja frytek,  a na deser cztery szarlotki,  Brioche, dwa tiramisu, kawę mrożoną, a do tego... z... trzydzieści Mittarashi Dango. - Wyrecytował długie zamówienie Jerremu.
- Ty, zjesz to? - Zapytał mocno zszokowany kucharz.
- No ba. to jest tylko porcja na drugie śniadanie! - Odpowiedział
- Skoro tak sądzisz... jesz więcej nawet niż nasz Allen. - Powiedział kucharz i zabrał się za gotowanie.
Gdy brunet zabrał się wreszcie  do jedzenia, swoje zamówienie postanowił złożyć Allen. Białowłosy podszedł do okienka.
-Witam... Tak na dobry początek chciałbym zamówić z 20 Mittarash Dango...
-Allen...przykro mi. - przerwał mu. - nie ma Mittarashi Dango. Wszystkie wziął ten o to mały młodzieniec.- wskazał Alana.-On jest taki rozkoszny. Dla takich bym mógł gotować na śmierć. - Allen zagotował się już na dobre. Czuł w środku jak śmiał się Czternasty. Rżał  z niego po prostu jak kobyła. (Dop.aut. jak on tak śmie! Nie dość że sobie siedzi we wnętrzu Allena i je z jednego talerza i jeszcze ten biedny chłopczyna dzieli się z nim wygrana w hazardzie ,a on tak go dołuje. Wstydź się Czternasty xd). Białowłosy podszedł do filoteokiego i chwycił za Mittarashi Dango.
- Ej to moje ! Kup sobie ! Zobacz jaki ja chudy jestem , a ty wielki. To przez, że tak dużo jesz. - powiedział oburzony Mortrose.
-Przyjmij wreszcie do świadomości , że to moje Mittarashi dango ! I to ty jesst nisk, a nie wszyscy wysocyi! - wygarnął mu.
-Przekroczyłeś granicę. - Alan klasnął w ręce i powtórnie jego ostrza. Białowłosy zaś zaktywował swoje innocence. I tak rozpoczęła się walka o same MITTARASHI DANGO !
Obydwoje wskoczyli na stół. W jednej ręcę każdy z nich trzymał Mittarashi Dango , a w drugiej swoją broń. Wyglądali jak kowboje z dzikiego wschodu. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Panowała cisza. Wszyscy w stołówce skupili swoją uwagę na Walker'rze i Mortrose. Nagle bomba wybuchła. Na początek walki przeciwnicy wzięli po kęsie swojego jedzenia i ruszyli na siebie. Skakali po stołach , atakowali siebie nawzajem , a między czasie jedli posiłek.
-Ale zacięta walka , ciekawe kto wygra - powiedział jakiś poszukiwacz.
-Najlepiej by było , gdyby się nawzajem pozabijali- powiedział Kanda ze spokojem. Na jego twarzy gościł złowieszczy uśmiech. Japończyk nigdy w życiu nie miał takiej rozrywki.
- Kanda , jak tak możesz mówić o Allenie. - zwróciła mu uwagę Veronica. Jednak ten nie odpowiedział jej. Jak zwykle ignorował brązowooką dziewczynę , tak samo jak w przypadku Lenalee. Alan i Allen walczyli zawzięcie. Po dwudziestu minutach w stołówce już prawie nie było jedzenia. Nagle ku zdziwieniu widowni przeciwnicy upadli na stół, złapali się za brzuchy i zaczęli się głośno śmiać. Po chwili spojrzeli się na siebie.
-Rozejm? - zaczął bliznowaty.
-Rozejm.-odpowiedział czarnowłosy. Widzowie kompletnie już zgłupieli przez zachowanie dwójki Egzorcystów. Dwójka nastolatków podniosła się i pokierowała się razem w stronę wyjścia. Alan zatrzymał się przed drzwiami i chwycił mocno Allena za rękę. Bliznowaty nie zakapował o co mu chodzi.
-Jeszcze czeka nas pojedynek na karty  - odpowiedział niski piętnastolatek. Szarooki uśmiechnął się na znak , że zrozumiał o co mu chodzi i dwójka chłopców wyszła ze stołówki. Jednak reszta nadal była w stołówce i nie dowierzali własnym oczom. Stali osłupieni.

Oczami Alana

Gdy już nasz pan Mortrose znalazł swój pokój od razu postanowił uciąć sobie komara. Był zmęczony dzisiejszym dniem w Czarnym Zakonie. Najpierw nie miłe powitanie ze strony Veronici, Kandy , Allena i Laviego , a potem ta wyczerpująca walka o żarcie. Alan rozebrał się cały. Walnął w kąt swoje ubrania i bieliznę.  Nagi położył się do łóżka i przykrył się kołdrą. "Co mnie jutro czeka?"- pomyślał. I tak dobiegł pierwszy dzień niskiego bruneta w Czarnym Zakonie.

___________________________
* - Rozdział Pierwszy
** - Cytat z odcinka 2

Alan: A teraz drodzy moi fani. Pozwolę was wtajemniczyć w fakt , który jest wstydliwy dla Allena..... Tak naprawdę... to on... przegrał xD Jak chcecie możecie to wszystkim powiedzieć ja wam pozwalam ;)
Allen: Ale to ja wygrałem ! Ja więcej od ciebie zjadłem...
Alan: Co tu ty gadasz ?! Ty jesz przez miesiąc tyle ile ja w jeden dzień ;D
Allen: No chyba ci się coś przyśniło... To już ... yyy...eeee...yyyy Mój Mistrz więcej kilogramów spermy zużył do zapłodnienia dzieci , niż ty kilogram jedzenia.
Alan: Skoro tak , to skąd możesz być pewny , że nie jesteś przypadkiem dzieckiem twojego mistrza ?

__________________________
Mr. Mortrose & Mrs. Montroze


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz