sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XII "Ucieczka Alana i Williama oraz porwanie Walkera"

Oczami Alana i Williama

- Czyli nie jesteśmy sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Egzorcystów. Do dziś działaliśmy w ukryciu i nadal będziemy jeśli zostaniecie tu martwi. - dokończył wypowiedź swojego towarzysza Sumairu.-  Julka uśmiechnęła szyderczo  sama do siebie i zrobiła bojową minę , po czym wyciągnęła rękę i nagle z środka wystrzeliły długie , srebrne łańcuchy. Rozwaliła dwie chimery. Zaś z ciała drugiego Noah wyleciały Tease. Były to golemy-kanibale , które swoim kształtem przypominają motyle. Zaczęły wyjadać ciała innych mutantów.Generałowie Zakonu Upadłego Orła przyglądali się całemu widowiskowi. Jeden z nich , o imieniu Ringo z nudów jadł jabłka.
-To takie nudne- powiedział.- Czas rozkręcić zabawę. - Podszedł trochę bliżej środka pola bitwy i Wokół niego rozprzestrzeniły się płomienie ognia , które poparzyły Noah i Egzorcystów. William i Alan, przez wyjedzenie ich dusz , byli za bardzo osłabieni by walczyć , więc stali w miejscu i przyglądali się bezradnie całej walce. Tym razem po raz pierwszy od powstania świata los Egzorcystów leżał w rękach Noah, ich odwiecznych wrogów. William chwycił  się za rękę  i zobaczył , ze jest lekko poparzona. Noah również ponieśli podobne obrażenia co brązowooki. Jednak tylko Alan nie zerkał na swoje dłonie. Sumairu zagwizdał. Na jego znak otworzyły się wrota. Coś w ciemnościach głośno zaryczało.Do pomieszczenia wkroczył kilkumetrowy gad, z jedną parą nóg uzbrojonych w szpony i parę błoniastych skrzydeł. Miał długą szyję i ogon zakończony harpunem. Za nim wpełzł ogromny wąż. 
- Przedstawiam wam naszych partnerów.- powiedział Ringo. - Ten o to Wiwern zwie się Sprite , a Bazyliszek Mortis. 
Dwa Gady ruszyły wprost na dwójkę Egzorcystów. Julka gwałtownie zaatakowała dwa stwory swoimi łańcuchami , aby odwrócić ich uwagę. W sumie Noah nie mogli zawieść Milenjnego Earla i musieli zniszczyć ich innocence osobiście. Bazyliszek kierował się na Noah Wyroku. Ta jednak tego nie zauważyła i przez jej nieuwagę , wąż wpuścił jej jad do nogi. Dziewczyna zasyczała z bólu i złapała się za zranioną nogę. Jej noga zaczęła drętwieć i nie mogła nią ruszać  Zszokowana oparła się o kamienną kolumnę. Tymczasem Tease ułożyły się w tarczę , którą obraniał się Tyki przed Wiwernem. William wyjął swój Karabin i zaczął celować do Sprite , którego ciężko było trafić  ponieważ szybko się poruszał. Jednak i tak poniósł lekkie obrażenia. Alan zaś , dzięki alchemii zmienił ponownie swoją jedną rękę w ostrze i atakował Mortis'a. Wąż był agresywny w stosunku do swojego przeciwnika. Jednak fioletooki się nie dawał i ledwo , lecz omijał jego uderzenia. Generałowie byli pewni , że nie długo ich wrogowie będą leżeć przed nimi martwi a ich krew będzie rozlana na podłodze. Ku ich zdziwieniu mylili się. Jedna z Noah uczepiła się Tykiego za plecy , a ten trzymał za kołnierze dwóch i zniknęli stąd dzięki arce. 


***

Noah i Egzorcyści znaleźli się na pustyni. Alan wraz Williamem leżeli plackiem na piasku , nieświadomi co może zaraz się wydarzyć.. Ciemna blondynka opierała się jedną ręką o ramię bruneta. Tyki ukucnął nad Egzorcystami. 
- No , a teraz oddajcie swoje innocence. - Alan popatrzył na niego z miną pt. "What The Fuck ?!" i pomyślał: " Kurwa ! Teraz naprawdę czuję się jak męska dziwka". William zmarszczył czoło i  ustał na równe nogi po czym podniósł Karabin i wymierzył w głowę Noah.
-Jeśli chcesz je dostać , musisz mnie najpierw pokonać  - rzekł. Jego oczy zabłysły niebezpiecznie. Tyki uśmiechnął się do siebie i miał już spełnić jego życzenie, ale Julka straciła równowagę i runęła na piasek. Odjęło jej nogę. Była twarda jak skała. Tyki odwrócił się i westchnął:
- Z tymi kobietami wieczne problemy - wymamrotał pod nosem po czym podszedł do niej i wziął ją na ręce, po czym brama arki się otworzyła i zniknęli. William stał jak wryty. Schował swoje innocence i  podszedł do Alana , a następnie podał mu dłoń. Niski brunet wstał na równe nogi. 
- Wszystko w porządku? - spytał brązowooki. Nie było to jednak wypowiedziane pytanie , dlatego , że się o niego troszczył , jednak powiedział tak, bo tak wypadało. 
- Tia.
- Jak twoja ręka? - William chwycił go za dłoń i skapnął się , że nawet jego rękawiczki pod wpływem temperatury nie spaliły się. Natychmiast zdjął mu ją. Zamiast ludzkiej skóry która przykrywa kości i inne rzeczy zobaczył metal
-Jesteś cyborgiem?! - wybuchnął i gwałtownie odsunął się od niego. Alan zrzucił z siebie płaszcz Egzorcysty. Pod spodem miał podkoszulek na ramiączka. Spojrzał na Williama z męskim wyrazem twarzy po czym rzekł:
-"Żeby coś otrzymać musisz coś poświecić. W alchemii nazywamy to Równorzędną wymianą" - Po tych słowach wysoki brunet zrobił poważną minę. Jednak nic nie odpowiedział. Alan za odpowiedź przyjął jego spojrzenie , które mówiło , że wszystko rozumie. 

Oczami Allena i Linka

Allen leżał na pustyni. Był osłabiany. Obok niego siedział Link. Nagle białowłosy otworzył powieki.
-Która to już godzina? - wymamrotał.
-Czternasty?! - Link gwałtownie zerwał się z miejsca i przyszykował się do boju. 
- Jaki znowu Czternasty?!Jestem przecież Allen Walker ! 
- Nie gadaj mi tu bzdur i się przyznaj !
- Nie dość , że jestem głodny to ty mi jeszcze tutaj gadasz jakieś głupoty. - "Jak jest głodny to na pewno Allen" -pomyślał młody Inspektor. 
- Nie wiem , która jest ,ale trzeba poszukać Montroze i Mortrose. Coś długo ich nie ma. To był jednak zły pomysł by się rozdzielać  Przecież to dopiero Nowicjusze. A jeszcze z rozsądkiem tego kurdupla na pewno wpadli w tarapaty. A ten pseudo Egzorcysta , to był jeszcze babą , celuje nie wiadomo gdzie i myśli tylko o seksie. Doprawdy ... nadają się do cyrku. Ich nawet Noah i Akumy nie muszą zabijać , bo dzięki swojemu fajtłapstwie sami się zabiją.
- Link.. - przerwał muu monolog bliznowaty. - A czemu ty ich tak nie lubisz? Fakt Ten kurdupel i mi działa na nerwy , ale William jest całkiem spoko, chociaż mnie kopnął w jaja przy pierwszym spotkaniu.- całą rozmowa została nagle przerwana. Brama arki zaczęła się otwierać , a z niej wyszli dwaj Noah, Sheryl i Road Kamelot.
- Allen~! - niewysoka dziewczyna rzuciła się na szyje białowłosego Sheryl spojrzał na parę z wielkim gniewem , a za razem zaskoczeniem (dop.aut. Papa Antena Aktywacja ;3). 
- Road... - wymamrotał , ale nagle przypomniał sobie cel w którym on i jego córka zostali tu wysłani. - Skup się na celu misji, córko.
Młoda Kamelot nadymała policzki. - Ale, tato... ja chce się pobawić z Allenem! 
- Noah, czego tu szukacie? - Zapytał głośno Link 
- Jesteśmy tutaj ze względu na rozkaz Milenijnego Earla - Odpowiedział Sheryl, patrząc jak jego córka dalej przytula Allena i widocznie nie zamierzała go puścić. A chłopak jako tako nadal nie miał za dużo siły, by oprzeć się dotyku Road. Dziewczyna Noah schowała głowę w zgięciu szyi Allena. 
- Wybacz mi Allen~ Ale teraz pójdziesz z nami. - Wyszeptała Road, wprost do jego ucha. 
- Zostaw ją, Noah! - Krzyknął Howard, szarpiąc ciemnowłosą dziewczynę, która upadła do tyłu na cztery litery.
- Moo... to było niemiłe! - Dziewczynka obruszyła się i wzniosła się w powietrze i ustała z powrotem obok swojego ojca.
- Zabieraj łapska od mojej córki. - Pan Kamelot się zdenerwował. Jednak Road wyprzedziła go i powiedziała: 
- Panie Howardzie. Jest nam pan tutaj nie potrzebny - Machnęła ręką i nagle Link upadł na ziemie. Allen z przerażeniem w oczach wykrzyczał:
- Road! Co mu zrobiłaś? 
- Haha, teraz śni w mojej krainie marzeń. - Uśmiechnęła się dziecinnie.- Allen! Dawno cię nie widziałam... Ostatni raz to było w Polsce, tak? 
- Co..? - Allen powoli głupiał - Oddaj Linka! Czego chcecie? 
Do rozmowy włączył się Sheryl
- Głównym celem dzisiaj jesteś ty. On by tylko przeszkadzał 

Białowłosy obejrzał się nerwowo wokół siebie, gdy nagle coś drasnęło go w policzek. To było duża , zapalona świeca. wiedział że to nie pora na żarty. Oprzytomniał i zaktywował swoje innocence.
- Wiesz, że przebudzenie Czternastego już się zaczęło? - Zapytał go starszy Kamelot. Jednak Allen nie odpowiedział mu i ruszył wprost na nich. Noah skutecznie omijali jego ataki. Nagle jego innocence zdezaktywowało się.
-Cholera ! Co się dzieje czemu nie mogę... -Allen nerwowo wpatrywał się w swoje ramię.
- Prawdopodobnie utraciłeś już swoją kompatybilność - powiedział obojętnie Sheryl. Road skorzystała z okazji i weszła we sny Allena. Młody Walker nie był już świadomy co się z nim dzieje. Starszy Kamelot wziął białowłosego na ręce po czym wraz ze swoją córką zniknęli.

____________________________________

Lavi: Hmm... Ciekawe gdzie zabrali Allena ?
William: Może Noah będą z nim kręcić tanie porno x3
Alan: Myślisz , że coś takiego bistego udostępnią w sieci ?! Będzie ich męską dziwką xD
Lavi: No to Noah się rozczarują , ponieważ nasz Allen jest słaby w te klocki ;)
William: A skąd ty możesz to wiedzieć o.O
Lavi: Yyyy.. no wiesz... Mam swoich informatorów.
Alan: Łooo.. to ty może wiesz jaki jest Wiluś w łóżku, albo Kanda...
Lavi: Ekhem no można tak powiedzieć x3
William: Skoro tak to daj nam ranking kto jest najlepszy, kto ma dużego i tak dalej x3
Lavi: No więc w łóżku to jest tak.. ekhem najsłabszy nie jaki Alle...
Road:Wy tu o gejach gadacie a Tyki zgwałcił Julkę
Jasdevi: A nie Julka Tykiego /! o.O
Road: Jak by to wyglądało xd
Devitto: Tia, oczywiście najlepiej wszystko na faceta zwalić -.-
Alan: Zwalic to ty se konia możesz xD
Jasdero: No ta.. moja Kaśka taka nie jest.. hihi ;D
Devitto: Jaka Kaśka ?!
Jasdero: A taka jedna... Taka , taka okrągła xD
Road: Czy ty mówisz o swojej piłce ? xd
Jasdero: No coś ty.. Zgniotła by mnie w łóżku x) Nie doceniasz mnie xD
Devitto: Jak tak mogłeś... nie powiedzieć własnemu bratu.. phi -.-
Jasdero: A ty mi nie powiedziałeś , że romansujesz z kobietą Tytan ..
Devitto: Hee ? Jaka kobieta Tytan ??? To Road ma chłopaka Tytana x)
Tyki: Chwila , chwila.. najpierw gadaliście o jakimś rankingu  porno , potem powstała dyskusja na temat czy mnie Julka zgwałciła czy ja ją, a na koniec gadacie o piłce i Tytanach o.O
Wisley: Czego ty chcesz?! Oni są bardzo inteligentni , nawet z rozmowy o seksie można wywnioskować jakich mają  partnerów między innymi Piłka i Tytani. Ahh.. Shingeki no Kyojin ostatnio stało się sławne xD.
Tyki: I kto to mówi?! Sam jeszcze jesteś w ich wieku ... Może się pochwalisz jakiego ty miałeś partnera x)
William: On miał Turbana !
Tyki: I widzisz nawet czytają  w myślach jak ty xD
Wisley: Jestem bardziej wybredny co do swoich partnerów.. ja miałem
Alan: Jednorożca xD Jak śmiałeś ukraść takiego konia (skojarzenia proszę xD) dla Dantego , tego niedoszłego pedofila.
Lavi: Jak niedoszłego jak doszłego (skojarzenia pliss x)
Tyki: A skąd ty wiesz że on ma jednorożca ?
William: Bo on już się pochwalił swoim koniem x)

__________________________
Mr. Mortrose & Mr. Montroze

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział XI "Zakon Upadłego Orła"

Oczami Williama

Było zimno. Czułem pulsujący ból w tyłach głowy. Otworzyłem oczy. Wokół mnie panowała ciemność. Nie mogłem się ruszy. Jednak czułem na swoim ciele znajomy oddech. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Alana. Był nieprzytomny. Zacząłem obczajać gdzie jestem. Nic nie pamiętałem. (dop. aut. Normalnie jak podróż do Kac Vegas. Znowu otworzyli oczy, nic nie pamiętali , czuli na swoim ciele znajomy oddech... Ahhh.. historia lubi się powtarzać.) Próbowałem ruszyć ręką. W ciemnościach zauważyłem połyskujący metal. Były to kajdanki. Śmiałem sadzić że byliśmy w jakiejś celi i przykuci łańcuchami. A ten facet to zwyczajny oszust i  jesteśmy w pułapce. No bo raczej tak Hotele nie wyglądają. Nagle usłyszałem jakiś szum. Za drzwiami rozległy się ciche rozmowy. Próbowałem wychwycić o czym rozmawiają.
- Kto znalazł tych Egzorcystów?
- Generał Dante
- Jaki grzech reprezentuje ?
- Gniew.
- No dobrze. Pójdę do szefa spytać co dalej z nimi zrobić i jak wynagrodzić Dantego.
-Ja wiem jak go wynagrodzić ! Dać mu zapas dzieci - dołączył się trzeci głos.
- Wydaję mi się , że wpośród tych Egzorcystów jest jakiś dzieciak no nie ?
- Taak , ale to dziewczynka, a Dante ostatnio przeszedł na homoseksualizm.
- Ale przecież dziewczynami też się zadowala ?!
- No w sumie.
- Naoki idź po tą dziewuchę.
Nagle otworzyły się drzwi i przez próg wszedł średniego wzrostu chłopak. Miał rude włosy , a jedno  oko żółte a drugie czerwone. W rękach trzymał nożyce. Obawiałem się najgorszego. To jak tak bardzo jeszcze przypominam dziewczynę?! Ej chwila , ale on mówił o jakimś dziecku. Czyżby... Alan współczuje tobie.Rudowłosy otworzył celę. Popatrzył się na mnie zło wrogo i uśmiechnął się szyderczo  po czym rzekł:
- Ty mi się bardzo przydasz- mrugnął do mnie okiem. Odpiął Alana od łańcuchów i wziął go na barana i wyszedł z pomieszczenia. Zostałem sam. Czułem się jakby ktoś miał zaraz gwałcić moją żonę. Dziwne uczucie doprawdy.

Oczami Alana



Poczułem że leże na czymś miękkim, co znacznie różniło się od tego, co czułem wcześniej. Uniosłem powoli powieki, jednak szybko je zamknęłam czując jak oślepia mnie światło. Spróbowałem drugi raz i tym razem się udało. Nadal widziałem niewyraźnie, ale wiedziałem że leże na jakimś łóżku.. tak to na pewno można było nazwać łóżkiem. Prawie wrzasnąłem gdy nad sobą zobaczyłem twarz mężczyzny. Po bliższym zaznajomieniu to na pewno był Dante.
- O kurwa to ty!
- Nie wiedziałem, że dziewczynki też mogą mieć na imię Alan. - powiedział, po czym  lubieżnie oblizał wargi.
- Co? - Spytałem zdezorientowany. Jaka dziewczynka?
Dante przybliżył twarz do mojej, tak że czułem jego oddech na moich ustach.
- O co ci chodzi koleś? Zostaw mnie w spokoju!
- A czemu mam rezygnować z zabawy? - powiedział, po czym dodał z westchnieniem - szkoda, że nie jesteś chłopcem.
- Pierdolisz? Ja chłopcem byłem zawsze i nim będę. - Zaczerwieniłem się ze złości. Mam dość tego pierdolenie, a do tego mam wrażenie że ten pedofil wykorzysta moje ciało. Nie mam zamiaru dać się wyruchać.
- Naprawdę tak sądzisz? Może zobaczymy. - Uśmiechnął się.
- Nie, nie nie! - Wykrzyczałem, jednak zielonooki zignorował protesty i złapał mnie za biodra. I po prostu bez wstydu zsunął je na dół wraz z bokserkami.Dante'go zszokowało. Wykorzystałem tą okazję i wyrwałem się z jego szponów. Upadłem na ziemie, w porę znów nałożyłem moją odzież. Próbowałem wyjśc, gdy nagle mężczyzna się ocknął.
- Hola hola, gdzie się chłopczyku wybierasz~? Czeka nas jeszcze więcej zabawy. - Szedł w moim kierunku. Wyciągnął rękę . Z całą siłą chwyciłem za nią, po czym przerzuciłem zielonookiego przez ramie. Otworzyłem drzwi i wybiegłem. Zaczął się problem
" Gdzie jestem? Gdzie jest William?"
Zacząłem histeryzować. Znajdywałem się na ciemnym korytarzu. Po jednej stronie ściany było mnóstwo drzwi. Wyglądających tak samo. A po drugiej stronie były okna, które zablokowane były kratami. Podeszłem bliżej nich. Nadal była noc. Jak liczyć na mój zmysł była godzina trzecia.
Zerknąłem na swoje odbicie. Wyglądałem jak pół dupy za krzaka. Kucyka już dawno nie miałem, włosy juz mi się skudłaczyły, a cały mundur był rozpięty. Jak się na siebie patrzę, mam wrażenie że zostałem zgwałcony. Odszedłem od okna. Muszę się pospieszyć i uwolnić Willa. Pobiegłem w prawą stronę. Nie miałem pojęcia dokąd iść, korytarzy było tu multum, a drzwi jeszcze więcej. Cholera, gdzie jest Will. Jeżeli bym myślał jak ci źli, to na pewno w piwnicy, najwyżej w celi. Wprawdzie, gdy teraz pomyślałem o całej sytuacji. Czy ja nie jestem męską dziwką? Pierw z Linkiem i Allenem, na statku z Willem, a teraz z Dante? Hmm... wolę na razie nie znać odpowiedzi na to pytanie. Schody. Na dół. 
" Kurwa " Usłyszałem za sobą czyjeś kroki. 
" Pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole..."  
Byłem już w lochach. Tak myślę. Było tu zimniej niż na innych piętrach. Obejrzałem się za siebie. Nikogo nie ma. Zaniepokoiło mnie to. Szedłem cicho przed siebie. Cele. Super, teraz tylko trzeba znaleźć odpowiednią, co na pewno będzie trudne, gdyż jest tutaj ich paręnaście. Ustałem przy kamiennej kolumnie. Rozejrzałem się za kluczami. Na pewno strażnik je ma. Nie sadzę, że kimkolwiek oni są, to nie są tak głupi żeby klucze wieszać w przypadkowym miejscu. Poszedłem dalej. Przy jakiejś celi ujrzałem siedzącego na krześle starego faceta. Ubrany był w dziwny mundur. Jednak było za ciemno żebym mógł się mu przyjrzeć. Ustałem za nim, po czym walnąłem go ręką w potylicę. Zemdlał od razu. Westchnąłem. Ukucnąłem przy jego pasie i zauważając klucze, uśmiechnąłem się pod nosem i wziąłem je w dłoń.

***

Gdy Alan szukał właściwej celi tymczasem Will siedział przykuty łańcuchami i marzł. Nie wiedział co tu jest grane. W tejże chwili przypomniał sobie znak , który widniał na piersi Dantego. Ten krzyż był w dziwnym ułożeniu. Czyżby to był satanista?! Nie było to do końca pewne , ale jeśliby obawy Williama się potwierdziły , no to przysrano. Bo wystarczy pomyśleć na ludzki rozum. On jest Egzorcystą , wybrańcem Boga , a ten Satanistą. czyli od razu wszystko jasne. A do tego dochodzi Milenijny Earl. Pogubić się w tym wszystkim można. Nagle drzwi od celi zaskrzypiały. Brązowooki podniósł głowę. W progu zobaczył niewysoką postać. Przyjrzał się jej dokładnie i wybuchł:
- Alan ! Mój ty wybawicielu ! Jakiś rudy koleś ma zaraz tu mnie przyjść i nie wiem ze mną zrobić ! 
- Ahh.. może i mas ciało mężczyzny , ale umysł nadal kobiety...- westchnął pan Mortrose.- Chodźmy ! Wynosimy się stąd!
- Ale czekaj ! To chyba sataniści ... 
- Na serio ?! Skąd się tego dowiedziałeś?
- Znaczy się nie wiem... ale tak sądzę widziałeś ten znak na piersi ? - poprawił się.
-Tak... te miejsce jest podejrzane. Zmykajmy stąd. - Alan uwolnił Williama od tych łańcuchów , po czym obydwoje zaczęli po cichu szukać wyjścia. Skradając się tak , wpadli na jakiegoś gościa. Był dość wysoki , miał siwe długie włosy oraz czarne pasemko. 
- A wy gdzie się robaczki wybieracie? - powiedział z szyderczym uśmiechem.
-Nie jestem jakąś męska dziwką , że każdy będzie mnie po kolei ruchał ! - wybuchł Fioletooki. Miał już dość tego , że ciągle pakował się w jakieś to nowe tarapaty. Mężczyzna spojrzał się na niego jak na wariata.
- A tak w ogóle gdzie my jesteśmy i kim wy jesteście i co to za organizacja ?! - spytał William. Chciał już wreszcie wiedzieć o co tu we wszystkim chodzi.
- Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć to proszę za mną Egzorcyści. Zapraszam do mojego biura. - rzekł nieznajomy. Dwójka naszych bohaterów nie wiedziała tak czy siak co zrobić więc posłusznie powędrowała za nim.
eszci
Tymczasem u Linka i Allena

-Allen , wszystko w porządku?- zapytał zmartwiony Link , który widział jak białowłosy uklękł i złapał się za głowę.
- Nie wiem.. Strasznie mnie boli głowa. - Z czoła Allena zaczęła lecieć krew , a jego włosy zaczęły się kręcić. Jego kolor skóry zmieniał się z szarego na normalny i tak w kółko. Gdy podniósł głowę , Link zauważył , że kolor oczu staje się trochę złoty.
- Walker?!
- Cholera... - Wymruczał Allen, a po chwili padł na podłogę. Link był zaskoczony, podszedł bliżej niego. Allen nadal był w formie noah. Białowłosy ruszył ręką i coś wycharczał.
- Przebudzenie... Czternastego...

W Zakonie Upadłego Orła

Nasza dwójka Egzorcystów siedziała właśnie w biurze owego mężczyzny.
-No, a więc kim jesteś i co to jest za organizacja? - powtórzył swoje pytanie po raz drugi William.
Mężczyzna popatrzył na niego i Alana, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu i zarzucił nogi na biurko.
- Jesteśmy... jakby to powiedzieć ... nie jesteśmy sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Czarnego Zakonu. Można powiedzieć , że jesteśmy Trzecią Stroną. Oddajemy cześć szatanowi. - odpowiedział. - Nazywam się Shin Okyo i jestem szefem tej organizacji , która zwie się Zakonem Upadłego Orła. - Williama zamurowało. Jego przypuszczenia się niestety potwierdziły.
- Śmiem sądzić , że ten wasz znak...- Fioletooki wskazał na godło tegoż Zakonu , które widniało również na piersi Shina , tak jak i Dantego  - ma znaczyć "nieśmiertelną wiarę" ?
- Skąd wyciągnąłeś takie wnioski? - mężczyzna zdawał się zaskoczony słowami Alana.
- Ouroboros oznacza nieśmiertelność , a ten odwrócony krzyż , wiarę w szatana czyż nie mam racji?
- Owszem masz...
- To czyli jesteś naszym przyjacielem czy wrogiem ? - dopytywał się Will,
- Nie jestem waszym przyjacielem , bo jestem zupełnym przeciwieństwem waszej organizacji... Jednak Earla również pragnę zabić , no a więc... Można powiedzieć , że jestem waszym wrogiem.
"Jesteśmy w bazie wroga " - Pomyśleli. William przybrał tęgi wyraz twarzy i wstał z siedzenia. Nim siwy mężczyzna się obejrzał, Will wyciągnął z kieszeni karabin. Odskoczył od biurka i wycelował w mężczyznę. Celował prosto pomiędzy oczy, jednak w ostatniej chwili zmienił cel i pocisk poleciał centymetr od twarz szefa Zakonu. Rozległ się huk. Po czym rozkruszyła się ściana, powodując że kłęby kurzy stały się mgłą. Chłopak w okularach zgarnął za rękaw Fioletookiego, po czym wybiegli z gabinetu.
- Musimy szybko się stąd wydostać zanim ten facetunio ogarnie się i zobaczy że nas nie ma. - Powiedział na jednym tchu brązowooki
- Łatwo ci powiedzieć. Nie znasz planu tego z całego Zakonu. Nie wiem czy przypadkiem nie jest większy od Black Order - Odpowiedział mu Alan.
- I w dupę. nie ważne,  byle nie oglądaj się za siebie. - rzekł William, patrzyli przed siebie. Kierowali się na instynkt.
- A co my gramy w Slendera? - Warknął niższy. brązowooki zatrzymał się  i trzymając dalej w dłoni karabin, rozglądał się.
- Są trzy korytarze.
- nie ważne ile, musimy zapierdalać zanim dorwie nas siwek. - powiedział Alan.
Nagle obydwoje podskoczyli, ponieważ około 10 metrów za nimi rozległ się głos Szefa Zakonu Upadłego Orła.
- Wiecie że stąd i tak nie uciekniecie. Tu, wszędzie są moi ludzie.
Alan i William zaczęli biec ile tchu w nogach , gdy tu nagle przed nimi wyskoczyła jakaś chimera. William rozstrzelił jej łeb. Można było by powiedzieć , że to już po wszystkim i nasi Egzorcyści biegli po prostu przed siebie, ale jednak tak nie było. Co raz zza zakrętu wyskakiwały dwie, trzy chimery. Czym więcej drogi pokonali , tym więcej przybywało i różnorakich stworów.
-Osłaniaj mnie zaraz je załatwię. - rzucił do Willa, a ten na znak , że zrozumiał skinął głową. Zaczął rozwalać co raz łby nowo przybyłych mutantów. Nie były jednak to akumy... To były jakieś inne stwory ... Pół ludzie pół nie wiadomo co. Alan w tym czasie narysował okręg. Gdy jego dzieło było skończone klasnął w ręce po czym przyłożył je do ziemi. Rozbłysło światło. Chimery zaczęły piszczeć z bólu , William przyglądał się całemu widowisku. Alan pociągnął za rękę wyższego bruneta. I ponownie zaczęli biec.
- Ej , jak to zrobiłeś ? - dopytywał się pan Montroze.
- Użyłem alchemii. To jest moje innocence. - odpowiedział. Dwójka Egzorcystów była już przy drzwiach wyjścia , gdy nagle przed nimi ujawnili się dwaj mężczyźni. Jeden był średniego wzrostu, miał brązowe włosy, złote oczy, a na policzku miał tatuaż. Zaś drugi liczył mniej więcej tyle samo co jego towarzysz, no może ciut więcej, miał blond włosy, granatowe oczy , a jego usta były rozcięte i układały się w przeraźliwy uśmiech. Oczy również przecinały blizny.
- Jestem Ringo Hono i reprezentuje grzech siódmy , znużenie - powiedział złotooki
- Zaś ja nazywam Sumairu Kizauto i reprezentuje grzech piąty, obżarstwo. - przedstawił się mężczyzna z przeraźliwą twarzą.
- Jesteśmy generałami tegoż Zakonu. A wy śmiem zgadnąć jesteście tymi Egzorcystami , których przyprowadził tu Dante? - spytał znudzony Ringo , który zaczął jeść jabłko. Alan wraz z Williamem nic nie odpowiedzieli, tylko przyglądali im się uważnie. Jedna ręka Alana zmieniła się w ostrze. Brązowooki zaś podniósł broń. Ringo przerwał swój posiłek i zaczął spoglądać na dwójkę Egzorcystów.
- Myślicie , że was tak łatwo puścimy ... musicie najpierw nas pokonać. - rzekł Sumairu, po czym otworzył usta , a z nich wyleciały jakieś dusze. Zaczęły latać wokół pana Montroze i Mortrose. Zdezorientowani zaczęli je atakować. Jednak po paru minutach nasza dwójka bohaterów miała wrażenie , że coś z ich ciała wychodzi. Zaczynali słabnąć i upadli na kolana. zaczęli powoli przymykać oczy. Czuli, że odchodzą już na tamten świat. Gdy nagle nastąpił wybuch. Sumairu zamknął usta , a dusze zniknęły. Do pomieszczenia wpadł wysoki mężczyzna wraz z kobietą. Mieli szarą skórę.
-Proszę , proszę... Nawet Noah wpadli do nas z wizytą. - zaśmiał się Ringo.
- A więc to tak wyglądają Noah. - wymamrotał Will.
- I co teraz Tyki? - zapytała ciemna blondynka swojego towarzysza. Jednak ten zignorował ją.
- Śmiem twierdzić , że tamta dwójka do Mortrose i Montroze- Tyki wskazał na dwójkę osłabionych Egzorcystów. - A wy kim jesteście? Nie jesteście Egzorcystami , ale i tak mnie drażnicie.
-A żebyś wiedział , że nimi nie jesteśmy. Do dzisiaj jeszcze żaden Noah , ani Egzorcysta nie wiedział nic o naszym istnieniu. Jesteśmy Trzecią Stroną... - wytłumaczył znudzony tą całą sytuację brązowowłosy generał ZUO (Zakonu Upadłego Orła).
- Czyli? - dopytywał się Noah Rozkoszy.
- Czyli nie jesteśmy, ani sprzymierzeńcami Milenijnego Earla ani Egzorcystów. Do dziś działaliśmy w ukryciu i nadal będziemy jeśli zostaniecie tu martwi. - dokończył wypowiedź swojego towarzysza Sumairu.

***

U Linka i Allena

Zapadła cisza. Link nawet się nie ruszał. Nagle ciało Allena zaczęło drżec i powstał. Ale nie był to Allen... to był ktoś inny.
- Witam~ Howardzie Link. - Uśmiech białowłosego się poszerzył.
- Kim jesteś?! - Zapytał Młody  inspektor ustawiając się w pozycji bojowej.
- Ja? Ja... jestem Allen Wa~lker - powiedział
- Nie jesteś nim
- Hmm..~ No dobrze. Jestem Noah Destrukcji, Neah Walker. - Powiedział nadal się uśmiechając. Jego oczy były całkowicie złote, a skóra dalej pozostawała popielata.
- Czternasty?! 
- To jeszcze nie czas... To jeszcze nie czas. - Zamruczał nie zwracając na Linka uwagi, czternasty. - To jeszcze nie czas bym się przebudził... 
- O czym ty mówisz. ? - Rozmowa Z Noah coraz bardziej denerwowała Howarda.
- Jeszcze powróce. - Po czym złapał się za głowę. Ciało Allena runęło na ziemie.

_________________________________

Lavi: Biedny Alan... Jest co raz częściej ofiarą niedoszłych gwałtów ;_; I to z facetem
Kanda: A co ?! Zazdrościsz mu ??
Lavi: Szczerze powiedziawszy, nie do końca. Bo gdyby mnie miały ciągle gwałcić kobiety to...
Kanda: A czy ty w ogóle wiesz głupi króliku co oznacza pojęcie "gwałt"??
Lavi: No oczywiście, że tak. Przecież jestem tak inteligentny!
Allen: Taa a podczas stosunku nawet nie używasz prezerwatyw.
Lavi: A co mają prezerwatywy do gwałtu ? >.<
Alan: No właśnie o to chodzi. NIC!
________________________________
Mr. Mortrose & Mr. Montroze

Rozdział X " Nowicjusze wyruszają na dalszy ląd "

Nastał nowy dzień.  Był już 5 grudnia godzina 9.00. Egzorcyści byli w stołówce na śniadaniu. Tam już toczyli wojnę Allen i Alan.
- Ty chuju pierdolony ! To moje Mittarashi Dango! Zobacz jaki ja wychudzony jestem , a ty taki ogromny ! Niedługo pękniesz.- wydzierał się Mortrose od samego rana na swojego "partnera" Allena. 
- Ty i tak nie urośniesz ! Wczoraj wszystko zjadłeś , a to jest moja porcja!  - odpyskował mu Allen. 
Nagle w progu drzwi stanął pan Montroze. Niski brunet od razu oderwał się od kłótni i pobiegł przywitać nowego mężczyznę na tym świecie.
-O już jesteś! I jak , wybrałeś już sobie imię Zdziśku ?
- Tia.... Od dziś jestem William Montroze. Ale mów mi Will
- Aha. A może być Willuś, Wilmek, Wilmuś? 
- Wolę Will. - odpowiedział stanowczo.
-Dobrze Zdzisiu. - uśmiechnął się szeroko. Do dwójki Egzorcystów podeszła Lenalee.
- Chłopcy, mój brat wzywa was do swojego biura. - Chinka zaczęła szukać wzrokiem po stołówce białowłosego. - Allen ty też masz robotę. - rzuciła i wyszła ze stołówki. 

***

Biuro Komuiego

- Witam, witam.- powiedział Kierownik, a trójka Egzorcystów nadal nie nic nie kapowała. Will i Alan już myśleli , że znowu coś jakimś cudem zrobili dla jego siostruni. 
- Wysyłam Was na misje do Afryki. 
- Do Afryki, przecież nigdy egzorcystów nie wysyłaliście w tamte tereny?. - Powiedział zaskoczony Allen. 
- Właśnie dlatego. Inspektor Levrierr rozkazał mi, wysłać egzorcystów do Afryki, właśnie z tego powodu. - Odpowiedział Komui. Kierownik wręczył Egzorcystom grube pliki papierów. Nasza trójka kierowała już się do wyjścia ,gdy nagle Komui się odezwał: 
- Wyruszy z wami dla towarzystwa Howard Link. - uśmiechnął się niepewnie. Alan zrobił ponurą minę i pomyślał "Jak nie Allen to jeszcze Link. Trójkącik znów gotowy. Ale nie ! Będzie kwadrat , bo jeszcze William " A teraz przed naszymi Egzorcystami czekała długa podróż statkiem po Oceanie Atlantyckim. 

Na statku 

Nadszedł wieczór. Umęczeni  Egzorcyści wraz z Inspektorem byli już na pokładzie statku. Dostali tylko dwa pokoje dwuosobowe . I tu był właśnie problem.
- Ja  muszę być razem w pokoju z Walkerem , ponieważ chcę mieć oko na niego i Czternastego. - Allen zrobił się cały czerwony. Nie lubił mówić , że ma jakieś powiązania z Klanem Noego. Jednak ku jego zdziwieniu dwójka nowicjuszy jakby zignorowała drugą część wypowiedzi Linka, bo było widać , że William jest czymś podniecony , bo ciągle bawił się swoimi włosami, a Alan wyglądał jakby dziękował za coś Bogu. Nasza czwórka  rozdzieliła się i poszła do swoich pokoi. 

W pokoju Alana i Williama

William i Alan weszli do pokoju z uśmiechniętą miną , ponieważ myśleli , że wreszcie wypoczną w spokoju. Jednak się mylili. Otóż problem tkwił w łóżkach. Nie było dwóch pojedynczych , tylko jedne małżeńskie. Od razu zrzedły im miny.
- To ja już wolę spać na podłodze. - powiedział Alan.
-Nie musisz. Wystarczy , że będziemy od siebie oddaleni na bezpieczną odległość. Wiesz co ci powiem ?! Pójdę wziąć prysznic. - I tak  brązowooki wszedł do łazienki.Alan usiadł na łóżko. Miał nadzieję , że chociaż przez chwilę pobędzie sam. No niestety. Jego plany legły w gruzach.
-AAAAAAAAAAAAA ! - z łazienki dobiegł przeraźliwy hałas.
- Co znowu ? Krzyk Rżniętej Dziewicy ?! Fakt ... on już nie jest dziewicą. Przecież go rozdziewiczył sam Pirat Kobiet.- pomyślał na głos i poszedł zobaczyć do łazienki co się stało. Gdy otworzył drzwi na oczy ujrzał gołego Willa pod  prysznicem :
- Lolololo dododododo wawawatttata wwwowoddada .- wyjęczał Montroze. Alan zaczerwienił się na jego widok i odwrócił się.
- Co zrobisz?! Prosto z morza , jeszcze znajdziesz tam rybki na pewno. - rzucił mu i zamknął za sobą drzwi. Po czym usiadł na łóżku. Jego rumieńce nadal widniały na twarzy i wcale nie zamierzały znikać. A po głowie pana Mortrose chodziły brudne myśli. " O czym ja kurwa myślę ?! Ja się kurwa proszę o to , żeby mnie znowu tyłek bolał ! ". Alan gorączkowo zerwał się z łóżka. W tym samym czasie William wyszedł  z łazienki i był tylko owinięty wokół pasa ręcznikiem. Szedł w stronę łóżka gdy nagle poślizgnął się i upadł wprost na fioletookiego. Zbliżali powoli ku sobie twarze i zetknęli swoje usta. Alan przymknął oczy uchylając chętnie wargi. Brązowooki uniósł znacznie jego podbródek pogłębiając pocałunek. Wsunął mu język do ust pocierając nim o jego podniebienie i policzki. Natrafił na język Mortrose i zaczął go drażnić zachęcając go do pocałunku. Chłopak chętnie odwzajemnił te poczynania. Całowali się coraz bardziej łapczywie, jakby ktoś miał jednemu zabrać drugiego i na odwrót. W końcu oderwali się od siebie. Alan delikatnie odepchnął Williama. Wyższy brunet wstał i poszedł zawstydzony do łazienki się przebrać (dop. aut. albo sobie pofapac x3 ). Alan nadal leżał wzdłuż na podłodze. Był czerwony aż po same cebulki włosów . Nie rozumiał jak , gdzie i kiedy do tego doszło. Nagle drzwi od łazienki zaskrzypiały , a fioletooki gwałtownie zerwał się na równe nogi. Obaj byli zażenowani. Nie odezwali się do siebie już przez cały wieczór. Przeglądali w milczeniu grube pliki papierów, które wręczył im Komui. Siedzieli do późna , aż w końcu ze zmęczenia usnęli w fotelach. 

Koniec rejsu

Nareszcie nadszedł kres długiej wyprawy po oceanie Atlantyckim. Przez ostatnie dni , po incydencie który zaszedł w pokoju pana Montroze i Mortrose , nasza dwójka udawała , że nic się nie stało. Próbowali o tym zapomnieć , jednak nie potrafili tak na pstryknięciem palcem. To było takie podniecające. 
- Gdzie teraz ? - spytał Allen.
- Z tego co wyczytałem , to mamy zbadać cały teren. - odpowiedział załamany Alan.
- Nie wyrobimy się do świąt. - zmartwił się William. Biedaczek. A miał nadzieję , że choć te święta spędzi jak należy. Egzorcyści wraz z Inspektorem  wyruszyli w głąb Afryki. Czwórka podróżnych myślała , że się zaraz ugotują na tym piekielnym słońcu. Było ponad czterdzieści stopni w cieniu. 
- Zdzisiek , masz szorty ? - rzucił złośliwie Alan, ale William go zignorował. 
- E ! Kurdupel ! Nie narzekaj tam ! - krzyknął Link do drugiego Moyashiego ,który był na samym końcu.
- Stul pysk! Zaraz będziesz mi tu aportował posłuszny kundlu Levierra ! - odpysknął mu Mortrose.
- Nie przeginaj Mortrose ! - ostrzegał go już wkurwiony Link. 
- Bo co mi zrobisz ?! Zagryziesz mnie na śmierć Dwukropku ?! -  powiedział niski brunet.
- Ej , a tak w ogóle skąd się znacie ? - przerwał im Walker.
- No jak to skąd ?! Przecież on tak samo jak i ja jest z Centrali.- odpowiedział Link
- Stul jadaczkę i idź osraj zębami pole ! 
- Jesteś z Centrali ?! Szpiegujesz mnie czy jak ?! - Allen już na dobre się wkurwił. Miał już tego dosyć , że miał takie zainteresowanie w Czarnym Zakonie przez Czternastego.
- Jak tu ktoś kogoś szpieguje to tylko Link. To on jest posłusznym pieskiem , ja gram solo. -rzekł Alan. 
Allen mu nie uwierzył. Ta wypowiedź nie wiedząc czemu, jeszcze bardziej go zdenerwowała.
- Naprawdę? Na pewno donosisz wszystko Leverrierowi, każdą informacje o Zakonie. Nie wierzę że Komui jest taki głupi i zatrudnił egzorcystę z Centrali. - Brązowooki nie wiedział kompletnie o co chodzi . był zielony w tej sprawie. Czuł się jak odludek:
- Ej ale czemu ja tylko nic tu o niczym nie wiem ? - zapytał zbulwersowany.Wszyscy tu obecni zignorowali jego pytanie.  Kłótnie Alana , Allena i Linka przerwały akumy na pierwszym poziomie. Było ich ok. dwunastu. Każdy dostał swoją porcję. Gdy Egzorcyści zakończyli walkę , William zaproponował się rozdzielić. Jednak nie zdążyli ustalić jak się rozdzielą ponieważ znowu pojawiły się akumy. Tym razem cały obowiązek zabicia ich wziął na siebie Allen. Alan  i William bez zastanowienia ruszyli przed siebie w głąb pustyni. A Allen i Link nie zwracając na nich uwagi, po zabiciu akum  powędrowali w przeciwną stronę.

Oczami Williama i Alana

- Gdzie idziemy? 
- Daleko przed siebie.
Szli przedzierając się przed wielkie piaskowe wydmy. Robiło się co raz bardziej gorąco , a dwójka Egzorcystów szła  ładne dwie godziny. Szukali jakiejś oazy , ale na razie ni widu ni krzyku. Nagle zauważyli jakiegoś mężczyznę , który przechadzał się po pustyni.  Miał brązowate włosy upięte w kucyk i zielone oczy, a na nosie miał okulary z czerwoną oprawką. Ubrany był w czarny , długi habit. Na jego piersi widniał krzyż odwrócony górami nogami a wokół niego był Ouroboros. 
- Witam szanownych Egzorcystów. - Mężczyzna przyglądał się ciągle Alanowi jakby chciał do niego powiedzieć " Zostawię cię na potem kruszynko".
-Kim jesteś i skąd wiesz kim jesteśmy ? - zapytał podejrzliwie Will, 
- A no tak. Kultura wymaga , aby się przedstawić. Nazywam się Dante (dop.aut. Dantusio Siusio ;3). 
- Ja jestem Alan , ten to Zdzisio. - pokazał na wyższego bruneta i uśmiechnął się szeroko.
- Po pierwsze żaden Zdzisiek tylko William , a po drugie umiem sam się przedstawić. - warknął do  Fioletookiego.
-Pewnie jesteście głodni i chcielibyście wypocząć. U mnie w Hotelu jest dużo miejsc , chodźcie za mną. 
- Chwila , chwila... Ale nie powiedziałeś jeszcze skąd wiesz , że jesteśmy Egzorcystami. - Dante wskazał na  różany krzyż , który widniał na piersi Brązowookiego.
- Ten znak dużo mówi - uśmiechnął się. Alan w tej samej chwili zerknął na znak widniejący na płaszczu nowo poznanego mężczyzny.
- Co to za znak? - spytał z ciekawością. Szczególną uwagę Alana zwrócił krzyż odwrócony górami nogami  i oczywiście Ouroboros.  który oznaczał nieśmiertelność w alchemii.
- To oznacza, że nasza wiara wierzy w idee równości.- po czym uśmiechnął się tajemniczo. Nasza dwójka Egzorcystów była za bardzo zmęczona , by wnikać w szczegóły wypowiedzi , jednak coś im tu nie pasowało. Myślenie zostawili na później i powędrowali za nowo poznanym.

***

Egzorcyści oraz Dante stali przed jakimś potężnym budynkiem. Był ogrodzony skałami. Zapadł już zmrok i robiło się chłodno. 
-Poczekajcie ja muszę wejść na chwilę do środka. Zaraz ktoś po was przyjdzie. - powiedział Dante po czym otworzył czarne wrota i wszedł do środka Egzorcyści zostali na zewnątrz. Zapadła cisza. Nagle usłyszeli jakiś chrzęst. Odwrócili głowy, a tam... Ciemność. 

***

Zebranie Klanu Noego z Milenijnym Earlem

  Przy stole było ośmiu Noah i do tego szefunio , Milenijny Earl. Wszyscy niby się znali , bo przecież byli rodziną, lecz te spotkanie nie było takie same jak inne, bo w pośród nich była nowa Noah, Julia Smith, która reprezentowała wspomnienia Wyroku. 
- Dzień dobry kochana rodzinko  ! ♥ - przywitał ich Mistrz Tysiąclecia. Każdy Noah zignorował słowa Hrabi , bo przyglądał się jak nowa Noah mizia się do przystojnego Tykiego. 
- Przedstawiam wam nowego członka rodziny. ♥ - Earl wskazał na średniego wzrostu dziewczynę. Najbardziej dziwiło wszystkich , że tak jak oni nie ma żółtych oczu i ciemnych włosów. Owa dziewczyna była ciemną blondynką i miała zielono-żółte oczy. Była ubrana w skąpą czerwoną bluzkę która ładnie eksponowała jej duże piersi oraz w obcisłe , czarne spodenki. Panna Smith nie zważała na to , że cała rodzina patrzy jak zaleca się do bruneta. Widać było , że Tyki był zażenowany i nie wiedział jak zwrócić jej delikatnie uwagę. 
- Czy tylko z tego powodu nas wezwałeś Mistrzu Tysiąclecia? - spytała Road Kamelot.
- Nie... Mam dla was zadanie. ♥ - odpowiedział.
- O to czyli będziemy mogli kogoś poobijać..? - zaczął Devitto.
-I pozabijać ? - dokończył wypowiedź brata Jasdero. Było widać , że bliźniacy byli podnieceni , gdy myśleli o misji.
-Nie do końca.Coraz bardziej odczuwam obecność Czternastego. Czuję , że już niedługo się przebudzi. ♥ - powiedział Earl z poszerzonym uśmiechem.
- Czyli już nie długo zagości w nasze szeregi. - skomentował Wisley. Wszyscy Noah uśmiechnęli się na myśl o tym.
- A kim w ogóle był ten Czternasty ? - zapytał Tyki.
- Neah Cambell , który zmienił nazwisko na Walker.♥ - odpowiedział Milenijny Earl. Wszystkich zamurowało. Niektórzy pomyśleli , że Czternasty mógł być spokrewniony z Allenem Walkerem.
- Ale przecież Allen nie miał żadnej rodziny. - zauważyła Road.
- Za nim jego starszy brat zaadoptował Allena , Czternasty zapisał wspomnienia w tym chłopcu. ♥ - Earl rozwiał wszystkie wątpliwości swojej rodziny. - Teraz zakończyliśmy temat rozmowy o Czternastym , więc chciałbym wam przydzielić poszczególne zadania. Sheryl wraz z Road mają za zadanie porwać Allena Walkera. A Julia wraz z Tykim mają za zadanie szpiegować niejakiego Alana Mortrose i Williama Montroze. ♥- rozkazał Mistrz Tysiąclecia.
- Kim oni są i dlaczego mamy ich śledzić , skoro nie mają żadnego związku z Czternastym ? - dopytywał się pan Mikk.
- Są to Nowicjusze , więc będzie łatwo zniszczyć ich innocence. ♥ - wytłumaczyła głowa rodziny Noah .

________________________

William: OMG ! Ja się całowałem z Alanem @_@ Jak mogłeś do tego dopuścić ??
Alan: To ty zacząłeś . Najpierw wołasz mnie do łazienki kiedy jesteś rozebrany , a potem paradujesz pół nago i mnie gwałcisz -.-
William: No , ale to ty miałeś  "brudne myśli" i stałeś na środku pokoju jak, jak ,jak ..... członek ?
Alan: O)_(O''
Allen: Wy tu sobie skaczecie do gardeł , a zobaczcie co Tyki przechodził x3
Alan i William: AAAA no też racja x3 No , ale to jest mężczyzna i kobieta .. To nie jest zakazane ...
<Nagle podchodzi do trójki rozmawiających Tyki>
Tyki: Co tu się o mnie gada , a mnie nie ma ?!
Alan: Łooo... Nasz romantyk przyszedł... ;3
William: Nasz drugi pirat męęęęęęęęęę....skich kobiet xd
Alan: Łoo ty ! a co on ma na szyi ??
William: Malynkę ^^.
Allen: A z kim taką upojną noc nasz Tykuś spędził x3
Alan: No jak to z kim ? Odbił dla pana Smitha panią Smith ;) Ojjj.. niegrzeczny chłopiec nono x3
Tyki: Jestem dorosłym mężczyzną i wiem co robię po nocach ;D
Road: Tyki ma dziewczynę , Tyki ma dziewczynę z dużymi cycami :D
Tyki: Chociaż mam za co potrzymać! :P
Alan: OOO! Niegrzeczny , niegrzeczny.. jaki materialista z niego... Lavi w przeciwieństwie do niego nie wybrzydza xD
William: Ekhem... wypraszam sobie. Gdyby był gejem to by padł na kolana i nie wybrzydzał x3
Alan: patrzę , że schodzimy na temat rozmiarów naszych penisów x3

________________________
Mr. Mortrose & Mr. Montroze

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział IX "Podróż do Kac Vegas"

Oczami Lenalee
Pierwsza osoba

Otworzyłam powoli oczy. Czułam na swoim ciele ciepły oddech. Czyjaś ręka mnie obejmowała. Poczułam woń alkoholu. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozciągnęłam się. Przetarłam zaspane oczy. Chciało mi się pić. Miałam właśnie stawać z łóżka , gdy nagle zobaczyłam , że jestem cała naga. Odwróciłam głowę. Obok mnie leżał Kanda z gołą klatą, a jego dół był przykryty kołdrą. Po całym pokoju walały się nasze ubrania i puste butelki whisky. Kompletnie nic nie pamiętałam. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zerwałam się z łóżka. Nie wiedziałam co zrobić , bo byłam w pokoju Kandy. Nagle zza drzwi rozległ się głos mojego brata:
-Kanda jesteś proszony na dół za godzinkę- poczekałam aż Komui odejdzie i potem postanowiłam się ubrać , a na końcu obudzić Kandę.

Oczami Veronici
Pierwsza osoba

Poczułam jak promienie słoneczne padają na moją twarz. Otworzyłam oczy. Wszystko było zamglone, ale nie przejęłam się tym. Bo teraz jedyne co chciałam to się napić wody. Wstałam z łóżka. Miałam migrenę. Napiłam się po czym skapnęłam , że jestem naga. Nie wiedziałam o co tu chodzi , ponieważ nic nie pamiętałam z wczorajszego wieczoru. No może tylko pocałunek Alana i Allena, a potem kompletna pustka w głowie. Chwyciłam za ubrania i nałożyłam je na siebie. Dostrzegłam , że w moim łóżku leży jakiś facet, ale nie wiedziałam kto to jest , ponieważ nic nie widziałam. Postanowiłam założyć moje okulary. Wyjęłam je z kieszeni spodni i nałożyłam je na nos. To co zobaczyłam zamurowało mnie. Wkoło pokoju walała się męska odzież i puste butelki po winie, a w moim łóżku leżał....ów rudzielec, który miał pseudonim PIRAT KOBIET. Jego prawdziwe imię brzmiało Lavi. Mam nadzieję , że z nim tego nie robiłam. Może on przyszedł tylko w odwiedziny. To taki święty Mikołaj, a te butelki to tylko prezent i z grzeczności z nim tylko się napiłam. No dobra... ale jak wyjaśnić, że spałam z nim naga?! O wiem ! Ja z nim pewnie grałam w Pokera na rozbieranki. O tak ! To dobre wyjaśnienie. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Przestraszyłam się, ale na szczęście moje emocje opadły. Poszłam otworzyć drzwi. W progu stał Komui:
- Za godzinę masz się wstawić w biurze. - powiedział. Było widać , że chyba nie jest dziś humorze.
-Ddddobrze...- powiedziałam i trzasnęłam drzwiami , aż Lavi się obudził.
-Gdzie ja jestem ? I co ja tu robię?! - powiedział zaspany.
-To ja się ciebie o to pytam! - powiedziałam , a on nagle oprzytomniał.

Oczami Alana
Pierwsza osoba

Poczułem suchość w gardle. Postanowiłem wstać i pójść się napić. Nagle dostrzegłem , że jestem nagi a moje protezy są widoczne. Przeraziłem się , bo była możliwość , że ktoś je widział. Poszedłem się ubrać gdy nagle potknąłem się. Na ziemi leżał nagi Link, a obok niego był siwowłosy Allen.
- Że kurwa co? Ktoś tu porno nakręcał?- nie zastanawiając się dłużej poszedłem się ubrać. W sumie jak ktoś widział te protezy , to i tak nie pamięta. Nagle drzwi od pokoju Walkera zapukały. Spanikowałem. Nie wiedziałem co zrobić , a gdyby tego jeszcze było mało , bolał mnie tyłek. Postanowiłem obudzić dyskretnie Allena.
-Allen, Allen wstawaj!- Bliznowaty się obudził. Pukanie się nasiliło.
- Co tu się dzieje - wymamrotał zaspany Link.
- PORNO, PORNO I JESZCZE RAZ PORNO !- kurwa mnie tu tyłek napierdala , a ten takie pytania zadaje. Pupilek zasrany. Posłuszny piesek , który mnie prawdopodobnie wyruchał. Białowłosy podszedł do drzwi i je otworzył na oścież . "Głupek ... wyruchało mu mózg. " . W progu stał Komui, który zastygł w niemym przerażeniu. Zasłonił dłońmi oczy i powiedział:
- Proszę za godzinkę do mojego biura. - po czym wybiegł.
-EEE? Dlaczego on ucieka - spytał Allen , a ja mu pokazałem na jego męskość. Cały się zaczerwienił. Gdy Link oprzytomniał , ubrał się i wyszedł bez słowa.

***

W biurze o Komuiego

W biurze u Komuiego stali już ubrani Kanda , Lavi , Allen , Alan i Veronica, a Lenalee ani śladu.
-Wykradliście mi alkohol...- zaczął Kierownik- a potem upiliście moją , małą , niewinną Lenalee! Za karę posprzątacie cały Czarny Zakon ! I nic nie gadać ! Macie to zrobić ! - powiedział , po czym dał Egzorcystom wiaderka wody i miotły oraz inne potrzebne rzeczy do sprzątania. Cała piątka wyszła z gabinetu. Podzielili się na dwie grupy. W jednej był Kanda, Lavi i Allen , a w drugiej Veronica i Alan. Rozdzielili się.

Oczami Veronici i Alana
Egzorcyści zaczęli sprzątać od piętra czwartego schodząc w dół. Dręczył ich kac i migrena. No ale nasz Alan miał jeszcze bardziej przejebane do tego dochodził jeszcze jego święty tyłeczek. Nie mógł się schylać , no ale nie miał innego wyboru. Z tej męczarni jaką nasza dwójka przechodziła, zeszli na trzecie piętro, ZAKAZANE PIĘTRO. W ogóle o tym zapomnieli i zaczęli sprzątać.
-OMG! Ile tu napojów ! Suszy mnie - narzekała brązowooka.
- To napij się czegoś. Masz ten problem. - rzucił jej brunet który właśnie masował się po pupci.
-O patrz się ! Mają tu nawet sok porzeczkowy! Mój ulubiony.- brunetka chwyciła za butelkę i wypiła całą jej zawartość duszkiem. Buchnęło różowym światłem. Alan to co zobaczył zwaliło go z nóg. Z wrażenia aż usiadł na podłogę. Zaczął się dławić śmiechem. Przed jego oczami ujrzał Veronicę , z męskimi rysami twarzy i figurą. Jej ubrania bardzo przylegały o ciała. Dziewczyna chwyciła się za "piersi" :
-AAAAAAAAAAAAA! Cycki mi zniknęły! I tak miałam małe , a teraz jestem dechą - ale po chwili się ocknęła i zajrzała do portek - Omg !.... Ale mam dużego- uśmiechnęła się , a Alan nadal się śmiejąc, powiedział:
- Czekaj, to ty facetem jesteś? Wiedziałem że coś ukrywasz. 
- Nie ! Ja jestem dziewczyną ! Ale po tym soku skurczyły mi się cycki i wyrósł mi członek. Ten sok był po terminie ważności !
- Uważaj po ci uwierzę ! - Alan podszedł i chwycił pustą butelkę , by udowodnić Veronice , że to on ma rację. Na etykietce pisało "Efektywna zmiana płci gwarantowana w dwie sekundy" , a pod spodem pisało "by Komui Lee :3 ". 
- Aha... a to mądry skurwiel - rzekł Alan, po czym spojrzał na krocze Veronici. - Na serio coś ci wyrosło. 
- Jeżeli to wynalazł Komui, to trzeba pójść do niego, bo kto wie czy nie zostanie Ci to na zawsze. - Powiedział Alan i razem z butelką wyszedł za drzwi . Na korytarzu spoglądali się na Veronicę. Trzeba było przyznać że śmiesznie teraz wyglądała w obcisłych szortach (dop.aut: i dlatego chłopcy nie noszą obcisłych szortów w XXI w. :3). Nie pukając od razu weszli do biura Komuiego. Veronica podeszła do niego i przed twarz wcisnęła mu butelkę w której był "soczek porzeczkowy".
-Komui ! Co to jest ?!- powiedziała Montroze.
- Czy ty jesteś bratem bliźniakiem Veronici ?! I też jesteś Egzorcystą ?! Nie wiedziałem o tym ! Jak się tu dostałeś ?! Z jakiej ty Kwatery jesteś ?!
- Nie ! Jestem Veronica i przez ten sok bardo efektywnie zamieniły mi się narządy płciowe. - powiedziała  z opanowaniem. Kierownika zamurowało. Poprosił , by Veronica dała mu ową butelkę, ponieważ chciał coś sprawdzić. Po minucie odezwał się nie pewnym tonem:
-Veronica .... mam dla ciebie złą wiadomość ... musimy uszyć ci nowy uniform. - Brązowooka zemdlała ze wściekłości.  

***

Veronica leżała na kanapie w biurze u Komuiego. Gdy otworzyła oczy nad nią stała Lenalee opierająca się na kulach , Lavi , Miranda , Allen i Alan, a przy swoim biurku siedział bez poczucia winy Komui.  Veronica myślała że to jest tylko zły sen , ale gdy spojrzała w dół , znowu wróciła do rzeczywistości. Musiała się pogodzić z faktem , że teraz jest mężczyzną. 
- No to teraz trzeba wybrać ci nowe imię ! - Alan wypowiadając te zdanie chciał dostrzec plusy w tej sytuacji. Montroze spojrzała na niego z wyrzutem.
- Ale wyobraź sobie jak będziesz teraz zajebiście wyglądać z karabinem i do tego papierosek w ustach , a na koniec "Sayonara baby" - powiedział Lavi , którego bawiła cała ta sytuacja , gdy pomyślał , że straciła z nim dziewictwo jako dziewczyna. - I nie zajdziesz w ciąże.
- No , a jak dziewczyny się będą za tobą oglądać. - ciągnął dalej tą rozmowę Allen.
- A jak nie , to faceci też się znajdą. - dopowiedział zawstydzony Alan. 
- Tia... dziękuje za pociesznie. - powiedziała nieco uspokojona. 
- Trzymaj. To jest twój nowy uniform- podała jej strój Miranda. Veronica , poszła do pokoju się przebrać. Przejrzała się w lustrze. Miała podobny strój do Allena. Jedyne co się trochę różniło to buty. "Dziewczyna" zeszła na dół. Po drodze znowu spotkała bliznowatego.
- A! Dobrze , że cię widzę. Włosy ci trzeba jeszcze ściąć. - chwycił ją za rękę  i zaprowadził do Johnnego. Ów naukowiec był już przygotowany i w rękach trzymał nożyce oraz grzebień. Veronica usiadła na fotel, a Johnny spełniał swoje zadanie. Gdy już skończył Montroze podeszła do lustra by się przejrzeć. Miała na krótko ścięte włosy i grzywkę która opadała jej na jedno oko. Brązowooka wyjęła z kieszeni okulary i je założyła, po czym skomentowała swój wygląd:
-Ale jestem sexy
-Tia ... - przytwierdził Allen. Dwójka Egzorcystów poszła do stołówki i przysiadła się do stołu przy którym siedział Lavi i Alan , który się obżerał Mittarashi Dango. Allen pozostawił to już bez komentarza.
-Teraz trzeba będzie wymyślić dla mnie nowe imię... Macie jakieś pomysły. - powiedziała Brązowooka.
- O ja mam ! - Alan wyrwał się. - Mam kilka ... CAŁĄ LISTĘ!
- Wymieniaj. - zaciekawiona Veronica zaczęła go słuchać.
- Zdzisław , Czesław , Wincenty , Veronic , Jarosław , Rick , David , Sebastian, Adolf, Lolek , Bolek ...
- Dobra ... Stop ! - wykrzyknęła. - Te imiona są żenujące.
- Ja po prostu chciałem pomóc. - oburzył się Alan i wrócił do jedzenia Mittarashi Dango. Jadł je i jadł i jadł już trzydziestą porcję, aż bliznowaty nie wytrzymał i wybuchł:
- Ej no zostaw trochę dla mnie!
- Kto pierwszy ten lepszy. - niski brunet pokazał Walkerowi język.
- Nie no znów się zaczyna. - westchnął Lavi.
- Wiecie co ? Pójdę się zdrzemnąć. To był dla mnie wyczerpujący dzień. - Montroze wstała i powędrowała na górę do swojego pokoju.

Oczami Veronici
Pierwsza Osoba

W moim pokoju panował jeszcze bałagan. W pościeli było jeszcze trochę spermy, po mojej upojnej nocy z Lavim. Może to i dobrze , że zmieniły mi się narządy płciowe. W sumie bym się za 9 miesięcy obudziła z niespodzianką , a tak to nie urodzę , bo jestem facetem. Ale tak czy siak swoje pozostałości Lavi powinien po sobie sprzątnąć. Jak ja teraz będę spała ?! Ahhh... No cóż nie pozostało mi nic innego niż posprzątać zmienię pościel i będzie po sprawie. Hmm... a teraz pozostało pytanie gdzie tą brudną pościel położyć. Ajj tam jutro coś wykombinuje. Położyłam się na łóżko i zaczęłam się zastanawiać jakie imię sobie wymyślić. Popatrzyłam przez okno. Wydawało by się że gwiazdy ułożyły się w wyraz "William". William?! Tak to idealne imię. Od dziś będę nazywał się Williamem Montroze.

___________________

Lavi: Czekaj, czekaj, teraz patrząc z przestrzeni czasu, to przespałem się z chłopakiem? o.o
Allen: Nie, przespałeś się z dziewczyną która BĘDZIE chłopakiem xd
Lenalee: Trochę szkoda, że braciszek wymyślił taki eliksir. Nie będzie ci się trudno przyzwyczaić do bycia chłopakiem? ;(
Veronica: Niestety, Komui nie ma pewnej części mózgu która odpowiada za myślenie, więc co się stało to się nie odstanie. :D
Alan: Tya ale i tak sądzę że lepsze imie to byłoby Zdzisio.  :3
Veronica: -.- Czy wyobrażasz sobie sexy chłopaka z takim żenującym imieniem?
Alan: Nie, byłabyś pierwszym ^^
__________________
Mr. Mortrose & Mrs. Montroze

Rozdział VIII " Stawka o pocałunek"

Ostrzeżenie !
W tym rozdziale występują niewielkie ilości scen dla osób +16

Dochodziła godzina trzynasta. Dawno już zaczął się nowy dzień. Za oknami padał śnieg z deszczem. Dzisiaj był 3 grudnia. Za 21dni wypadały Święta Bożego Narodzenia. Dzisiaj w całym Zakonie był dziwny ruch. Z piętra trzeciego ( które należało do Komui'ego) dochodziły dziwne odgłosy. Naukowcy byli pewni, że Komui szykuje nowego Komurina. Nie wróżyło to nic dobrego. W kuchni Jerry zapierdzielał, aż buchało z kuchenki. W końcu teraz kucharza ma aż dwie ogromnie głodne gęby do wyżywienia, z czego bardzo się cieszył. Wszystko jakby wróciło do normalnego porządku. (no może nie wszystko...). A wracając do naszego nowego egzorcysty. Jako iż to była pora obiadu, kierował się właśnie do stołówki. Miał na sobie tradycyjnie, uniform, a w palcach obracał monetę i gwizdał pod nosem. Nie patrzył przed siebie. Więc cóż się dziwiąc jak parę minut później uderzył w coś miękkiego. Odsunął się zaskoczony i spojrzał, że zetknął się z piersiami Lenalee. (Dop. Aut. On to ma szczęście) Spalił cegłę, jednak nie odezwał się. Miał szczęście że ów dziewczyna nie zauważyła tego całego 'zetknięcia' Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem na ustach.
- Hej. Nie zdążyliśmy się wczoraj poznać. Ale mój brat opowiadał o Tobie. - powiedziała. - Jestem Lenalee Lee, siostra Kierownika tego Zakonu.
" Pewnie same złe rzeczy" - pomyślał chłopak, jednak po chwili raczył odpowiedzieć Chince.
- Hejka. Nazywam się Alan Mortrose...-"i jestem niegrzeczny" - dokończył w myślach. - Właśnie kierowałem się do stołówki zjeść śniadanie. Może masz chęć mi potowarzyszyć ? - Mortrose starał się być gentlemanem , co nie było w jego stylu.
- Co ?! Nie ! Znaczy się ... z miłą chęcią, ale na razie tam ... nie można wchodzić... Bo panuje istny bałagan i Jerry sprząta.- wybuchła Lenalee.
-Heh... no cóż, i tak nie zamierzam sprzątać , więc...- " Jest zupełnym przeciwieństwem Allena " - pomyślała panna Lee. Brunet spojrzał na jej nogi. - Ej a co ci się stało? - udał zmartwionego, ponieważ nie wiedział co powiedzieć.
- Ehh... mały wypadek na misji.
- Aha. - fioletooki nie zamierzał znać szczegółów, więc zmienił bieg rozmowy. - Widziałaś gdzieś Walkera ?
- Noo ... jest w stołówce- powiedziała nieopacznie.
-No, ale tam przecież Jerry sprząta. Pewnie ten siwy dziad cię przekupił i teraz  za moimi plecami je Mittarashi Dango ? Czyż nie mam racji?! Zaraz tam pójdę i ... i nie wiem co z nim zrobię , ale coś zrobię. A myślałem , że to jest szczery chłopak , a jednak się myliłem. Jego niewinne szare , słodkie oczka kłamią na potęgę ! A to chuj jebany ! - Po tym przedostatnim zdaniu wypowiedzianym przez Alana , Chinkę zamurowało. "Czyżby on był gejem?!" - pomyślała. Od tego ciągłego zastanawiania się z chęcią podrapała by się po głowie. Ale jak , skoro musiała opierać się obiema rękoma na kulach.
- Nie to nie tak... On po prostu pomaga w sprzątaniu... Tak ! Za karę ! Bo wczoraj z tobą przegrał! - tłumaczyła się dziewczyna.
- A ty skąd o tym wiesz ?! Przecież cię przy tym nie było! Czyżbym był taki sławny i miał wielkie branie u kobiet ?! - zaczął sobie pochlebiać. Jednak w głębi duszy wolał by wyraz "kobieta" został zastąpiony wyrazem "mężczyzna".
-Tak ... chyba tak - odpowiedziała zakłopotana. Aby zająć czymś rzekomego bruneta przez ładne parę godzin , zaczęła oprowadzać go po Zakonie. Opowiadała mu dużo ze szczegółami o misjach i ostatnim starciu z Milenijnym Earlem oraz o tym jak Egzorcyści pokonali akumę na poziomie czwartym , która zaatakowała Black Order. Jednak pominęła celowo fakt o Czternastym i Allenie , choć i tak wiedziała , że tak czy siak się kiedyś o nim dowie. No , ale wiadomo nie tak od razu. Veronica jest od tygodnia w Zakonie i też nic jeszcze na ten temat nie wie. Kiedyś tam się o tym dowiedzą. Prawdę mówiąc Alana nudziły opowieści Lenalee , ale z grzeczności ich słuchał w sumie i tak nie miał nic do roboty. Nadeszła godzina 17.00.
-Ej no ... cały dzień nic nie jadłem. Możemy pójść wreszcie do stołówki ?! - powiedział fioletooki. Lenalee zerknęła na zegarek.
-Tak teraz tak.- dwójka Egzorcystów pokierowała się do stołówki. Po drodze spotkali dziwnie roześmianą pannę Montroze.
- Z czego tak się chichasz ? - spytał się Alan, którego to denerwowało. Zresztą  jak on jest głodny to wszystko go denerwuje.
-A nie nic. - Czarnowłosa odwróciła głowę za siebie. Lenalee i Alan również się odwrócili , jakby oczekiwali że tam z tyłu doszukają się prawdy. Ujrzeli tam Laviego , który unosił kciuk do góry i uśmiechał się wesoło do Veronici, po czym podbiegł do nich.
- No hejj - oparł swoje łokcie na ramionach dziewczyn. Montroze nadal chichotała.
- Co ty jej zrobiłeś rzekomy Piracie , że chodzi taka rozpromieniana ?- zapytał z ciekawości brunet , który przez ich zachowanie miał brudne myśli.
- Ehh nic takiego. To co ją najbardziej kręci. - zaśmiał się. - " Dowiesz się później co z nią zrobiłem" - dokończył w myślach. Veronica widząc , że Lenalee i Alan chyba mają skojarzenia , co było widać bo ich spojrzeniach , jeszcze bardziej się roześmiała. Gdy nasza czwórka dotarła do drzwi  , Chinka , Polka i Bookman zatrzymali się przed wejściem. Alan uroczyście podszedł do drzwi i chwycił za klamkę. Veronice właśnie się przypomniała ta sama historia , tyle że to ona była w roli głównej. Gdy drzwi się otworzyły, zostały wystrzelone serpentyny. Alan spojrzał na lezące na ziemi wstążki.
" Co jest kurwa? "  Znów skierował wzrok na salę. Po środku stały dwa wielkie stoły z żarciem. Było także dużo kolorowych balonów i ogrom ludzi, którzy wlepiali w niego wzrok.
- O co chodzi? - powiedział sam do siebie, po czym skapnął się że... - Ma ktoś tu może urodziny? Ale fajnie załapaliśmy się na tort. Yey. - Zawołał zadowolony.
Veronica zaśmiała się, po czym trzepnęła bruneta w czuprynę.
- Głupku, to dla ciebie.! Nie widzisz tego szyldu co wisi na suficie?
Chłopak zamrugał oczami, po czym spojrzał na sufit, a potem znów na dziewczynę i na ludzi.
- Pierdolisz.
- Nie! A teraz idziemy świętować. A potem... trzeba będzie to oblać. - Powiedział wesoło Rudy chłopak, po czym skierował się do stołu.
- E, a jasne. Róbcie co chcecie. - Westchnął, po czym przeszedł obok wielu ludzi, którzy się tu zgromadzili, i rozejrzał się. Podeszła do niego Lenalee.
- Nie podoba ci się? - Zrobiła smutną minę.
- Nie, jest fajnie. Nie wiem skąd wyciągnęłaś te dziwne wnioski. - Wyjrzał przez okno. - Ciemno już.
Po chwili obok nich już stała zadowolona Veronica.
- Najlepsze jest na koniec.!
- Tak, dzisiaj nie idziemy stąd o 22.00 - rzekł Lavi, który wabiony słodkim głosem dziewczyn pojawił się tutaj.
- Idziecie spać o 22? - Zapytał brunet.
- Nie do końca. - Zaśmiał się. - Dzisiejszego wieczoru na pewno nie zapomnimy.

Było już w pół do dziesiątej. Alan poznał wiele osób między innymi Mirandę, Kroriego i wiele innych egzorcystów, poszukiwaczy, naukowców. Mortrose ciągle gawędził z Walkerem. Lavi flirtował z dziewczynami. Po chwili do Kiełków Fasoli podszedł z dziwnym uśmiechem na twarzy Kanda. Przyłączył się do rozmowy. Kiedy powoli zbliżał się koniec imprezy dla nieletnich Lenalee , ucałowała swojego brata w policzek , Lavi upewnił swojego nauczyciela , że idzie spać i  że nie musi się o niego martwić , a Allen zgubił Linka, cała szóstka wyszła ze stołówki. Lavi zawiązał bandamkę na oczach Alana , by ten nic nie widział , a Kanda go wziął na plecy , żeby się przypadkiem nie zgubił. Egzorcyści pokierowali się w stronę pokoju Allena. Gdy weszli do pokoju , zdjęli bandamkę z oczu bruneta. Alana zwaliło z nóg. Na stole stała cała skrzynka różnorodnego alkoholu.
- Skąd wy to macie ? - zapytał z niedowierzaniem niski brunet.
-A no wiesz dzięki mojej pasji , podkradania innym zakazanych rzeczy i pomocy oraz pomysłowi Laviego, jakimś cudem znalazło się to w pokoju Allena. - powiedziała Veronica. "A więc dlatego tak wtedy rżała"- pomyślał Alan. Kanda rozlał wino dla każdego do kieliszka. Egzorcyści wznieśli toast za nowego członka Czarnego Zakonu. Pierwsza butelka , szybko została wypita. Rozbawione towarzystwo chciało więcej zabawy.
- Co powiecie na STAWKĘ O POCAŁUNEK ?!- zaproponował Mortrose. Nie do końca wszyscy zakapowali o co mu chodzi.- Zagrajmy w butelkę. Na kogo wypadnie czeka namiętny pocałunek ! - zaśmiał się. wszyscy usiedli po turecku w koło butelki. Alan zakręcił nią. Wypadło na Walkera.
-Uhuhu! Allen dajesz- zaśmiał się Lavi. Allen przybliżył się do bruneta zaczął go całować. Chciał już mieć to za sobą.
- Teraz  ty kręcisz! - zawołała Lenalee. Trzeba było przyznać , że ma słabą głowę w przeciwieństwie do panny Montroze. Walker zakręcił pustą butelką. Wypadło na Laviego. Rudzielec zachichotał,
- To nie tylko Pirat Kobiet , ale i mężczyzn- zaśmiał się pijany Kanda który widział jak namiętnie jednooki całował bezradnego Allena , który bez skutku próbował go odepchnąć. Białowłosy , aby przerwać ten pocałunek ugryzł go w wargę.
-Ałłł! Za co ?!
-Pora żebyś zmienił swojego partnera. - powiedział zawstydzony bliznowaty. Lavi zakręcił butelką. Wypadło na Lenalee.
- Nie no ! Komui cię zabiję - zaczął się śmiać Walker.
- Phi! zazdrościsz. - odpowiedział rudzielec.
"Niby czego ?!"- pomyślał Allen. Lavi rzucił się na Chinkę. Jednak ten pocałunek nie trwał tak długo jak jak z Allenem. Pora by młoda Lee zakręciła butelką. Wypadło na Montroze. Lenalee zakłopotała się gdy zobaczyła ten uśmiech , i wzrok Veronici , który mówił "No Malyna , pokaż co potrafisz". Brązowooka rzuciła się na Chinkę. Minęło 5 minut , a ta nadal ją całowała. Było widać , że Lenalee już miała dość , ale była bezradna, bo jej podniecona partnerka nie ustępowała. Aby tak szybko się nie skończyło Alan wstał i zaczął klaskać w ręce oraz krzyczeć:
-GORZKO ! GORZKO ! GORZKO ! - a za jego przykładem poszła reszta. Gdy jeszcze nasze dziewuchy się oblizywały do pokoju wparował Link. Blondyn popatrzył najpierw na rozbawionych chłopaków , potem na to co było powodem ich radości , następnie na puste butelki a na koniec , ile jeszcze jest do wypicia alkoholu.
- Co tu się wyprawia Walker ?! - Białowłosy coś wymamrotał pod nosem, a brązowooka nic nie robiąc z tego, że nieproszony gość zobaczył co ona robi podeszła do niego i wcisnęła mu na chama do ust kieliszek wina, aby nie robił z tego żadnej afery.
-To jak przyłączysz się ? - nie czekając na jego odpowiedź zamknęła na klucz drzwi , by młody inspektor nie wyszedł z pokoju. Usiadła po turecku na ziemię , a za jej przykładem poszła reszta Egzorcystów z szyderczymi uśmiechami na twarzach. Czarnowłosa zakręciła butelką. Wypadło na Kandę.
- Nie no , Kanda. Masz szansę zaszaleć. - skomentował Lavi , po czym napił się wina. Pijany Kanda nie wiele myśląc zaczął całować czarnowłosą. Wkurzony na maksa Link , który patrzył co dzisiejsza młodzież wyprawia zaczął pić z gwinta alkohol. Gdy Japończyk zakończył swój pocałunek z Polką zakręcił butelką. Znowu wypadło na Walkera.
-Ej , a kiedy będę ja ?! - oburzył się Alan, który zazdrościł szczerze partnera dla bliznowatego. Azjata zaczął namiętnie całować białowłosego. Widać było , że po raz pierwszy dla Brytyjczyka odpowiada ten partner. Gdy chłopacy zakończyli swój pocałunek i Allen już właśnie chciał zakręcić butelką , za rękę złapał go pijany Link.
-Teraz ja kręcę. - powiedział , a butelka zawirowała. Tym razem wypadło na Alana.
- Noi widzisz wreszcie się doczekałeś- zaśmiała się Lenalee. Była już ostro upita i nie wiedziała już co mówi. Kleiła się do Laviego , któremu to jak najbardziej odpowiadało.
-No czas na ciebie Mortrose ! - uśmiechnął się Link.
- Znacie się ? - spytał zdziwiony Walker.
- Hehehe ! Tak ... - zaśmiał się onieśmielony brunet.
- No pokaż co potrafisz. - nagle na fioletookiego rzucił się blond włosy chłopak (dop.aut. Biedny Alanek ;( )  Link zaczął go namiętnie całować, co z  początku odpowiadało brunetowi. Jednak, gry blondyn zaczął się posuwać dalej, Alan z nadludzką siłą, szybko go z siebie zepchnął.
- Co jak co, ale po pijaku nie dam się zgwałcić. - Rzekł, po czym siadając znów na podłodze, zakręcił butelką. Kręciła się długo i w końcu wypadło na Lenalee. Owa dziewczyna przestała się miziać z Lavim, zmrużyła oczy i popatrzyła na Alana.
- Lepiej żeby to nie wyszło to po za tymi czterema ścianami - rzekł bliznowaty, chwytając za butelkę czystej whisky i pijąc ją duszkiem. ( Dop. Aut. Odziedziczył to po Crossie o-o)
Lenalee chwyciła Alana za kołnierz i przyciągnęła go do siebie, mocno naciskając ustami na jego. Pocałunek trwał krótko , gdyż chlopak nie miał żadnej ochoty z nią się całowac.
- Kto pokrę~ci? - Wymruczała Lenalee, opierając się o tors Laviego i trzymając kieliszek z białym winem.
- To robimy się powoli nudne... - Powiedziała Veronica, po czym rzekła z wesołym błyskiem w jej brązowych oczach. - Może porobimy coś bardziej nie grzecznego?- każdy się na nią popatrzył tak jakby właśnie czytała im w myślach. - Jest nas siedmiu więc będzie jeden trójkąt- zaśmiała się. - A związku z tym , że też jestem tu nowa , dobiorę was w pary! MWHAHAHAHAHA ! - zaśmiała się jak stara czarownica. - Zaczniemy od trójkąta... Hm, hm Link, Alan i Allen. Wy najlepiej się znacie więc się dogadacie. - Alan popatrzył się na swoich partnerów i pomyślał : "A to wiedźma jedna !". - A następnie , żeby było zabawnie to Kanda z Lenalee , a Lavi z... z... z...- Brązowooka zaczęła się rozglądać po pokoju szukając odpowiedniego partnera dla rudego królika. Dopiero się po parunastu minutach skapnęła że została jeszcze ona i sieknęła buraka- wychodzi na to , że ze mną ! He ..he he... - zaśmiała się głupio.
- A teraz pary pójdą do oddzielnych pokoi i będą robić swoje ! - dokończył rozbawiony Lavi. Veronica trochę się wystraszyła , gdy sobie przypomniała co mówił pan Mortrose o rzekomym Piracie Kobiet. Śmiała się z Lenalee ,a sama jest teraz w nie lepszych tarapatach. Kanda z Lenalee chwycili za butelki i wyszli z pokoju. Lavi uśmiechnął się do Veronici. Było widać , że to niezły kobieciarz i chyba się za bardzo podniecił. Rudzielec chwycił również za alkohol , złapał swoją partnerkę za rękę i wyszedł z nią z pokoju. A biedni Uke zostali sam na sam z Linkiem.

__________________
Wszyscy: ....
Allen: To był bardzo interesujący rozdział...
Veronica: Ha ha, nie wierzę że to zrobiliśmy xd
Lavi: W sensie że w łóżku?
Veronica: Lepiej żeby nie. @_@ a na drugi dzień kac, ale było warto o3o
Alan: Gdybyś się za 9 miesięcy z niespodzianką nie obudziła ;_;
Veronica: Yyy, nie ważne. Zapomnijmy o tym rozdziale! ^O^ A tak w ogóle to jak tyłeczki ?
Alan i Allen:.....
Kanda: No właśnie opowiedzcie o swojej gorącej nocy ;3
Allen: Bakanda!
Alan: A kupiłeś test ciążowy dla Lenalee ??? ^.-
Lavi: Łooo... Jak Komui się dowie to ...
Kanda: Tia... ale to nie ja będę ojcem ;p
Allen: Hę?!
Kanda: Bo ja w przeciwieństwie to tego Królika to używam prezerwatyw. :D
__________________
Mr. Mortrose & Mrs. Montroze

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział VII " Bliżej nas"

Zanim zaczniecie czytać
Przepraszamy za lekką parodię w tym rozdziale. :3

Od pamiętnego zebrania minął zaledwie jeden dzień. Komui siedział w biurze i popijał kawę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Komui przeniósł wzrok i rzekł :
- Proszę wejść.
Przez chwilę panowała głucha cisza, że Komui pomyślał że może ktoś sobie robi jaja. Gdy nagle....
JEBUT!
Drzwi wyleciały z zatrzasków. Kierownika przybiło to do ziemi i schował się pod biurkiem w panice. Nagle rozległ się wesoły głosik.
- Witam~ jestem Alan Mortrose ! Miałem się tu zgłosić.
"Że kto?" Komui nie zakapował. Ale gdy dostrzegł twarz przybyłego,  od razu skojarzył fakty z dnia wczorajszego i szybko ustał za biurkiem. Zachował tęgą minę.
- Witam, jestem Kierownikiem tegoż Czarnego Zakonu. Nazywam się Komui Lee. - Powiedział nadal z dziwnym przestrachem i spojrzał na drzwi lezące na podłodze. " Kto je teraz wstawi?" . Nagle przybiegł przestraszony Reever.
-Kierowniku ! Nic się nie stało ? Zdawało mi się że był tu jakiś wybuch. - powiedział szef sekcji naukowej i spojrzał zaskoczony na zepsute drzwi.
-Wszystko w porządku. Ten młodzieniec je leciutko kopnął. One i tak były zepsute. - odpowiedział niepewnie Chińczyk. Reever popatrzył na tego "dzieciaka". Był bardzo zdziwiony. jednak nie skomentował tego i wyszedł bez słowa.
Zapanowała cisza, a Komui Lee zerknął na wesołego młodzieńca. Przyjrzał się  jego twarzy. Miał czarne długie włosy związane w kucyk. Jego długa grzywka opadała na czoło i na głowie widniał pojedynczy kosmyk przypominający antenkę.Chłopak miał jednobarwne, bez źrenic fioletowe oczy. Był ubrany w czerwony , oczojebny płaszczyk i w czarne skórzane spodnie. Buty sięgały mu do kostek i były na podwyższeniu, a na dłoniach miał rękawice. W jego ubiorze towarzyszyły czaszki , łańcuchy i inne duperele. Kierownik zmarszczył brwi, patrząc na jego gustowny ubiór. Mógł powiedzieć że idealnie nadawał się do cyrku.
- Kierowniku Ko~mui? Żyje pan? - Zapytał chłopiec
- Tak, tak. Przypomnij mi jeszcze jak się nazywasz?  - Odpowiedział troche oszołomiony.
- No, A jak Akuma, L jak Levierr i znów Akuma a potem N jak Newton. Zapamiętałeś? To fajnie, przechodzimy dalej. M jak martwy, O jak oczojebny, R jak róża, T jak tango, znów róża,  znów oczojebny, S jak seks, E jak Twoja eks.
Komui dalej się na niego gapił jak na jakieś cudo.
- A L A N, M O R T R O S E ? - Powtórzył jak dziecko.
- Brawo, dostaniesz lizaczka ! - Czarnowłosy zaklaskał w ręce.
Komui oprzytomniał (wreszcie).
 - Więc, Alanie zaprowadzę cię do Hevlaski, aby sprawdzić synchronizacje twojego innocence, potem oprowadzę cię po Zakonie i dostaniesz swój oficjalny uniform. A na koniec ze wszystkimi się zapoznasz - Zabrzmiało to jakby już chciał się "dzieciaka" pozbyć.
- Ale to takie nudne...- Westchnął z rozpaczą, no ale nie miał niestety żadnego wyjścia i skierował się do progu. Przeskoczył przez przewalone drzwi i wyszedł na korytarz. - Fajnie by było gdyby ktoś te drzwi naprawił. Chociaż nie lepiej nie. Niedługo znów będą leżeć - Zaśmiał się i poszedł przed siebie, a jego płaszcz za nim pofalował. Komui spuścił głowę i pociągnął nosem. Ruszył ponurym krokiem za Alanem Mortrose.


***
Po wycieczce, Komui zaprowadził Alana do Johnnego aby wziął jego wymiary i uszył mu uniform. Gdy spec od szycia zakończył swoją powinność i fioletooki nałożył już na siebie swój nowy strój. Kierownik Zakonu przekazał mu klucze do jego pokoju z ulgą. Alan nie mogąc się doczekać swojego nowego mieszkania pobiegł wprost przed siebie. Dopiero po paru minutach skapnął się , że ma słabą orientację w terenie (Dop. Aut.: Tak jak nasz Allen xD). Błądził po Zakonie ładną godzinkę , gdy wpadł na "jednookiego pirata".
-Yey! Spotkałem prawdziwego kapitana Haka ! - krzyknął na głos. Wyglądało to jakby zamerdał ogonem.
Rudzielec zignorował jego wypowiedź , po czym podszedł do niego.
- OOO ! Widzę , że co raz częściej takie małe dzieci dołączają się do tak niebezpiecznej wojny z Earlem. 
Nagle uśmiech Czarnowłosego zgasł. Zastąpił to wyraz czystej furii. 
- ... NIE JESTEM DZIECKIEM! TY PIRACIE JEBANY JAK ŚMIESZ NAZYWAĆ MNIE MIKROSKOPIJNĄ MRÓWKĄ!! TY CHUJU. JA WCALE NIE JESTEM NISKI, TO TY JESTEŚ OLBRZYMEM.!! JA MAM NORMALNY WZROST JAK NA 15-LATKA. IDŹ SE W PIZDU! - Wymachiwał wściekle rękoma jakby chciał zawalić Laviemu w nos. Jednookiego zamurowało, nie wiedział co powiedzieć. Nagle pojawił się Kanda, który obok nich przechodził. Spojrzał na bruneta i uśmiechnął się (dop.aut.: KANDA SIĘ UŚMIECHNĄŁ O.O).
-Widzę , że mamy Drugiego Moyashi'ego- dociął dla Alana. Fioletooki tak się w sobie zagotował , że aż stracił przytomność. 
- I widzisz co narobiłeś, nie wolno tak straszyć dzieci.... - Lavi nie chciał by brzydka prawda o Kandzie wyszła na jaw , więc pobiegł do łazienki, nalał w wiadro lodowatej wody. Przybiegł znów na miejsce "zbrodni" . Nad poszkodowanym nadal stał "zabójca". Rudzielec wylał na Alana całą zawartość pojemnika. Brunet gwałtownie się przebudził. W tym samym czasie przechadzała się po tym samym piętrze Veronica.. Spojrzała na nowego Egzorcystę. 
-Ale milusi , słodziusi dzieciaczek. - zaśmiała się chwytając go za policzki i pociągnęła. Alan nie wytrzymał i przywalił w nos Laviemu.
-Ej no... za co ? To ona cię tak nazwała ... Dlaczego ja ?
- Bo rude to wredne - odpowiedział oburzony. Kanda nie wytrzymał i pierwszy raz w SWOIM ŻYCIU roześmiał się na cały głos. W tym właśnie czasie przechodził sobie po drugiej stronie Allen wraz z Timem. Usłyszał dotąd nieznany mu śmiech i z ciekawości pobiegł na miejsce "zbrodni". To co zobaczył zwaliło go z nóg.
-Tim ! nagrywaj to ! A ty Lavi zapisuj wszystko ! To przejdzie do historii ! - białowłosy nagle dostrzegł pana Mortrose. - OOO! Kolejny dzieciak w Zakonie. Będzie nie wątpliwie wesoło. - popatrzył raz jeszcze na Kandę. Gdy tu nagle ów "milusi, słodziusi dzieciaczek" kopnął bliznowatego w krocze. 
-AAAAł ! za co ?! - wyjęczał Allen. To już drugi raz gdy dostał w jaja.
 Kanda już turlał się po ziemi ze śmiechu. " Chyba coś brał albo cieszy się z cudzego nieszczęścia , w najgorszym wypadku Komui zmienił mu osobowość " - pomyślał najbardziej poszkodowany, Walker. 
-No jak tak możesz ?! Dziadziusia walić w takie święte miejsce. - zażartował rudzielec.
-Bo dziadziuś nie daje HAJSU !- powiedział zdenerwowany Alan.- I nie zwracajcie się do mnie jak do dzieciaka , bo mam 15 lat ! Bo jak nie to będziecie srali zębami na polu ! - Po czym każdy na niego się spojrzał. I niestety Japończyk znów się naburmuszył. Jedyna z obecnych tu na razie dziewczyn postanowiła przerwać nerwową sytuację :
- Heh, przepraszamy cię za to. - podała mu dłoń- jestem Veronica Montroze.
-  A ja Alan Mortrose. 
Każdy się na niego spojrzał.
- No co? 
- Masz imię po Allenie, a nazwisko po Veronice! - Zauważył Bookman jr. 
Alan nie zrozumiał o jakim Allenie mówił. Po chwili podszedł do niego białowłosy z blizną. 
- Jestem Allen Walker. 
- A to ty dziadziusiu. Skąd masz takie zajebiste włosy? Ukradłeś od tego dziadka z ulicy? - Zapytał na serio Alan.
Allen sie skrzywił.
- Yy.. nie. Zostałem przeklęty.
- Zostałeś przeklęty przez miłość, co? 
- Yyyy.. no tak jakby. - Powiedział niezręcznie Allen. 
- Mało gadasz. - Powiedział znudzony Alan
Walker nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i coś wymamrotał. 
- A ty piracie jak się zwiesz? - Zagadnął.
- Nie pirat! Chociaż... - Zastanowił się. - Jestem Piratem Kobiet! - Zrobił bojową pozę.
- Nie znam cię. - Po czym Alan pacnął się dłonią  - A no fakt! Kojarzę cię, byłeś w gazetach, no nie? 
- Yyy... byłem w gazetach? - Zrobił zaskoczoną minę.
- No tak. Pirat Kobiet. Tak pisali w gazetach. Nazywał się Piratem Kobiet, bo brał młode dziewczyny na swój statek i gwa~łcił je. - Rzekł inteligentnie Mortrose. 
Veronica zrobiła zaskoczoną minę i spojrzała na Laviego
- Już nigdy nie spojrzę na ciebie tak samo. !
- Żartuje... nie jestem piratem... ! Nigdy nie tknąłem kobiety...
- No jak to nie ?! Uwaga cytuje : "chciałeś zgwałcić moją małą Lenalee!"* -  rzekł Kanda , któremu najwidoczniej odpowiadał ten temat rozmowy.
-A no faktycznie... - przypomniał sobie całą sytuację Allen.
- Chciałeś zgwałci taką miłą i troskliwą dziewczynę ?! - dolewała oliwy do ognia brązowooka. 
- Ło ty poważnie? O kurwa trzeba zadzwonić, y.. chuj wie gdzie, ale bynajmniej żeby zabrali cię i zafundowali ci kastracje  - Krzyknął Alan
Lavi zrobił się cały czerwony i wycofał się. Japończyk uśmiechnął się sam do siebie i powiedział: 
- Jestem Kanda, a ten seryjny gwałciciel to Lavi (Dop. Aut. Kanda się otworzył O_o) 
- Kucyk Pony... - Zaśmiał się Mortrose. 
Cisza.
Kandzie zrzedła mina i wyciągnął Mugena 
-A TERAZ ZOBACZĘ TWOJE WNĘTRZE ** - rzekł złowieszczo Kanda i ruszył na bruneta. Alan nadal się wesoło uśmiechał i patrzył na wyciągnięty miecz a gdy Kanda był już wystarczająco blisko, klasnął w ręce.  Błysnęło niebieskimi błyskawicami, i z jego prawej ręki wyrosło ostrze. Wszyscy wytrzeszczyli gały, a on pomachał Kandzie przed twarzą mieczem.
-No dajesz rycerzu króla Artura ! -Zaśmiał się. Zaczęli się wzajemnie atakować  Kanda z całej siły pchnął Alana, który wylądował na czterech literach. Czarnowłosy nie dając za wygraną rozpędził się , po czym swoim ostrzem uderzył Kandę, który spadł wprost na Reevera Szef oddziału próbował się dowiedzieć od Japończyka o co tu chodzi , ale ten zignorował pytanie po czym użył pierwszej iluzji: Kaichu Ichigen
- Kanda! Co ty zrobiłeś ?! - Zawołała Veronica, patrząc jak z jego miecza wylatują dziwne stworzenia. Jednak nikt nie dosłyszał jej pytania, bo każdy był zajęty odginaniem od siebie tych robaków. Allen, któremu zostało trochę oleju w głowie, postanowił uspokoić towarzystwo. Postanowił zaktywować swoje innocence w celu rozwalenia insektów.
-Łatwo poszło- uśmiechnął się. Jednak chyba nikt nie podzielał jego zdania  ponieważ , Lavi siedział w kącie zawstydzony, Veronica była zaskoczona , Alan miał to w dupie , od Kandy waliło mroczną aurą , a nasz Reever sprzątał rozwalone na ziemi dokumenty.
-Może pójdziemy coś zjeść. - zaproponował drugi Moyashi. -Jadłem tylko 10 szarlotek , 10 porcji spaghetti, 13 pączków, 8 pizze, 28 Mitarashi Dango. I to było aż dwie godziny temu.Ja zaraz umrę z głodu.
-Młody bije rekordy - powiedział z podziwem Lavi , który popatrzył na swojego bliznowatego kolegę. Od Allena biła ciemna aura.
-Phi... Ja potrafię zjeśc....
-Tylko 20 Mittarashi Dango - dokończył rudzielec. - Allen będzie się Alanowi kłaniać.- Białowłosy zaczął mierzyć swojego przeciwnika wzrokiem. Alan zadarł nosa po czym odwrócił się i zarzucił swoim płaszczem, jego uniform różnił się bardzo od pozostałych, ponieważ jego płaszcz był o wiele dłuższy i miał wysoki kołnierz. Na rękawach i w innych miejscach miał znaki alchemii, oraz na końcu płaszcza czerwone płomienie. Oprócz tego tradycyjnie był przyozdobiony czaszkami i łańcuchami, z kieszeni wypadły mu talia kart i monety. Veronica podniosła zagubione rzeczy.
-Zostaw to ! To moje !- wykrzyknął Alan.
- Grasz w hazard ?- spytała zaciekawiona.
- No a co ?
- Nie no ... Allen też uprawia hazard. - powiedział Lavi. Białowłosy chyba zrobił się trochę zazdrosny o nowego Egzorcystę , bo cały się w sobie zagotował. Alan schował z powrotem talię kart z monetami do kieszeni. Popatrzył na bliznowatego i szyderczo się uśmiechnął, po czym w piątkę skierowali się do stołówki. Nikt się nie odzywał przez całą drogę. Rzucali sobie tylko ukradkiem zaciekawione spojrzenia. Gdy przeszli przez próg drzwi, Alan od razu dorwał się do okienka.
- Dobry. Zamawiam siedem omletów, siedem kurczaków, gulasz, dwanaście pizz, Sushi, Curry, pięć sajgonek, a do tego ryż,  trzynaście Lasange, Ratatuj,  osiem croissantów,  dziesięć naleśników, sześc tostów, dwa łososie, stek, duża porcja frytek,  a na deser cztery szarlotki,  Brioche, dwa tiramisu, kawę mrożoną, a do tego... z... trzydzieści Mittarashi Dango. - Wyrecytował długie zamówienie Jerremu.
- Ty, zjesz to? - Zapytał mocno zszokowany kucharz.
- No ba. to jest tylko porcja na drugie śniadanie! - Odpowiedział
- Skoro tak sądzisz... jesz więcej nawet niż nasz Allen. - Powiedział kucharz i zabrał się za gotowanie.
Gdy brunet zabrał się wreszcie  do jedzenia, swoje zamówienie postanowił złożyć Allen. Białowłosy podszedł do okienka.
-Witam... Tak na dobry początek chciałbym zamówić z 20 Mittarash Dango...
-Allen...przykro mi. - przerwał mu. - nie ma Mittarashi Dango. Wszystkie wziął ten o to mały młodzieniec.- wskazał Alana.-On jest taki rozkoszny. Dla takich bym mógł gotować na śmierć. - Allen zagotował się już na dobre. Czuł w środku jak śmiał się Czternasty. Rżał  z niego po prostu jak kobyła. (Dop.aut. jak on tak śmie! Nie dość że sobie siedzi we wnętrzu Allena i je z jednego talerza i jeszcze ten biedny chłopczyna dzieli się z nim wygrana w hazardzie ,a on tak go dołuje. Wstydź się Czternasty xd). Białowłosy podszedł do filoteokiego i chwycił za Mittarashi Dango.
- Ej to moje ! Kup sobie ! Zobacz jaki ja chudy jestem , a ty wielki. To przez, że tak dużo jesz. - powiedział oburzony Mortrose.
-Przyjmij wreszcie do świadomości , że to moje Mittarashi dango ! I to ty jesst nisk, a nie wszyscy wysocyi! - wygarnął mu.
-Przekroczyłeś granicę. - Alan klasnął w ręce i powtórnie jego ostrza. Białowłosy zaś zaktywował swoje innocence. I tak rozpoczęła się walka o same MITTARASHI DANGO !
Obydwoje wskoczyli na stół. W jednej ręcę każdy z nich trzymał Mittarashi Dango , a w drugiej swoją broń. Wyglądali jak kowboje z dzikiego wschodu. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Panowała cisza. Wszyscy w stołówce skupili swoją uwagę na Walker'rze i Mortrose. Nagle bomba wybuchła. Na początek walki przeciwnicy wzięli po kęsie swojego jedzenia i ruszyli na siebie. Skakali po stołach , atakowali siebie nawzajem , a między czasie jedli posiłek.
-Ale zacięta walka , ciekawe kto wygra - powiedział jakiś poszukiwacz.
-Najlepiej by było , gdyby się nawzajem pozabijali- powiedział Kanda ze spokojem. Na jego twarzy gościł złowieszczy uśmiech. Japończyk nigdy w życiu nie miał takiej rozrywki.
- Kanda , jak tak możesz mówić o Allenie. - zwróciła mu uwagę Veronica. Jednak ten nie odpowiedział jej. Jak zwykle ignorował brązowooką dziewczynę , tak samo jak w przypadku Lenalee. Alan i Allen walczyli zawzięcie. Po dwudziestu minutach w stołówce już prawie nie było jedzenia. Nagle ku zdziwieniu widowni przeciwnicy upadli na stół, złapali się za brzuchy i zaczęli się głośno śmiać. Po chwili spojrzeli się na siebie.
-Rozejm? - zaczął bliznowaty.
-Rozejm.-odpowiedział czarnowłosy. Widzowie kompletnie już zgłupieli przez zachowanie dwójki Egzorcystów. Dwójka nastolatków podniosła się i pokierowała się razem w stronę wyjścia. Alan zatrzymał się przed drzwiami i chwycił mocno Allena za rękę. Bliznowaty nie zakapował o co mu chodzi.
-Jeszcze czeka nas pojedynek na karty  - odpowiedział niski piętnastolatek. Szarooki uśmiechnął się na znak , że zrozumiał o co mu chodzi i dwójka chłopców wyszła ze stołówki. Jednak reszta nadal była w stołówce i nie dowierzali własnym oczom. Stali osłupieni.

Oczami Alana

Gdy już nasz pan Mortrose znalazł swój pokój od razu postanowił uciąć sobie komara. Był zmęczony dzisiejszym dniem w Czarnym Zakonie. Najpierw nie miłe powitanie ze strony Veronici, Kandy , Allena i Laviego , a potem ta wyczerpująca walka o żarcie. Alan rozebrał się cały. Walnął w kąt swoje ubrania i bieliznę.  Nagi położył się do łóżka i przykrył się kołdrą. "Co mnie jutro czeka?"- pomyślał. I tak dobiegł pierwszy dzień niskiego bruneta w Czarnym Zakonie.

___________________________
* - Rozdział Pierwszy
** - Cytat z odcinka 2

Alan: A teraz drodzy moi fani. Pozwolę was wtajemniczyć w fakt , który jest wstydliwy dla Allena..... Tak naprawdę... to on... przegrał xD Jak chcecie możecie to wszystkim powiedzieć ja wam pozwalam ;)
Allen: Ale to ja wygrałem ! Ja więcej od ciebie zjadłem...
Alan: Co tu ty gadasz ?! Ty jesz przez miesiąc tyle ile ja w jeden dzień ;D
Allen: No chyba ci się coś przyśniło... To już ... yyy...eeee...yyyy Mój Mistrz więcej kilogramów spermy zużył do zapłodnienia dzieci , niż ty kilogram jedzenia.
Alan: Skoro tak , to skąd możesz być pewny , że nie jesteś przypadkiem dzieckiem twojego mistrza ?

__________________________
Mr. Mortrose & Mrs. Montroze